Shibari czy bondage?

Często słyszymy o Shibari w kontekście BDSM, ale czy każde supełki to od razu Shibari?

Czym w takim razie jest Shibari? Czym się rożni od bondage?

Shibari, przez Japończyków częściej nazywane Kinbaku jest starożytną, tradycyjną formą unieruchomienia przy pomocy splotów liny. Japończycy, znani z tego, że mają specyficzne podejście do tradycji, dumnie stawiają Shibari w jednym szeregu z Ikebaną, Sumi-e (kaligrafia) czy też Chanoyu (ceremonia picia herbaty). Dla nich Shibari jest rzeźbą z ciała, formą medytacji i relaksu, zarówno dla ciała jak i umysłu, specyficzną wymianą energii, a także formą erotycznego zniewolenia.

W Shibari, Nawashi będący mistrzem ceremonii, tworzy niesamowite wzory i kształty z użytej liny, robiąc to tak, aby kontrastowały one z naturalnymi kształtami kobiecego ciała. W Shibari kobieta jest jak płótno, zaś lina czy sznur pełni rolę farby i pędzla.

W kulturze japońskiej, począwszy od czasów zamierzchłych aż do teraźniejszości, podczas ceremonii religijnych używano liny i jej splotów, które symbolizowały nierozerwalne połączenie pomiędzy ludźmi i ich kreatorem, miedzy Mistrzem i podległym mu sługą.

Japońska sztuka krepowania ciała dzięki swej długiej tradycji, udoskonaliła się na przestrzeni wieków. Dzisiaj uważana jest nie tylko za formę zniewolenia, ale także jako forma upiększenia kobiecego ciała, docenienia go, zaś ucisk supełków na odpowiednie miejsca nie jest przypadkowy lecz związany z technikę Shiatsu.

W zasadzie nie powinno dziwić nikogo mistrzostwo jakie osiągnęli Japończycy w Shibari, gdyż przez tysiąclecia trenowali użycie rozmaitych splotów i wiązań w najróżniejszych sytuacjach.

I tak mamy kimono, które nie posiada guzików, ale dzięki długim paskom materiału owiniętym wokół ciała, może być „zapięte”. Mamy zbroje wykonane z drewnianych, lakierowanych paneli, które przy użyciu eleganckich splotów łączy się razem. Nawet paczki są obwiązywane przy użyciu splotów Mizuhiki, by patrzący mógł cieszyć oko pięknem wiązania.

Początki Shibari datują się na rok 1400 i w tamtych czasach ówczesna policja jak i samuraje używali go wyłącznie do unieruchomienia pojmanych więźniów. Nawet w dzisiejszych czasach, w supernowoczesnej Japonii policjanci są wyposażeni w zwój liny, którą mogą użyć w razie potrzeby. Źródła historyczne podają, że dopiero pod koniec XVIII wieku wyłoniło się erotyczne Shibari, a dokładniej Kinbaku, które to słowo oznaczało sztukę erotyczne wiązania. W tej formie więzy były dodatkowo „uatrakcyjniane” poprzez użycie bambusowych prętów w konstrukcji z ciała i sznura.

Powstała cala grupa tradycyjnych splotów, służących rożnym celom i unieruchamiających rożne partie ciała, w zależności od tego, jaki efekt Nawashi, będący odpowiednikiem Mastera w BDSM, chciał osiągnąć i zaaplikować swojej kinbakushi (entuzjastce tej formy zniewolenia).

Co w takim razie bondage ma wspólnego z Shibari? Oprócz liny i celu, czyli zniewolenia, niewiele.

Nie czujmy się jednak winni, że w zabieganym świecie nie mamy czasu na wielogodzinne seanse Shibari, nasze życie różni się znacznie od tego, jakie wiedli Japończycy 200 lat temu. Czas w XXI wieku płynie zdecydowanie szybciej, z czystym sumieniem możemy wiec pójść na skróty i sięgnąć po bondage;)

Zaszufladkowano do kategorii BDSM

Okiem konkubiny, czyli wolne związki

Wolny związek, konkubinat, związek partnerski, kocia łapa… jak zwał tak zwał, każdy wie o co chodzi. Rzecz rozchodzi się o dwie osoby płci przeciwnej żyjące jak małżeństwo i posiadające wspólne gospodarstwo domowe.

Wielokrotnie zastanawiało mnie, dlaczego słowo „konkubinat” ma pejoratywne znaczenie. Dlaczego słysząc „konkubent” od razu staje nam przed oczami pan o wątpliwej reputacji, nadużywający alkoholu i trenujący boks na swojej wybrance?

Czasem myślę, że prędzej homoseksualiści zmienią prawo na swoją korzyść i będą mogli w jego świetle legalizować swoje związki niż zmieni się negatywny wydźwięk wyrazu „konkubinat”. Dziś w Polsce dużo bardziej na czasie jest zajmowanie się przestrzeganiem i zmiana prawa dla mniejszości homoseksualnych niż marnowanie czasu na debaty nad ułatwieniem życia sporej ilości osób, które tworzą rodzinę, a ich jedynym przewinieniem jest to, że nie dali księdzu koperty, w zamian za święty spokój.

Należy ich ukarać, uprzykrzyć im życie tak, aby będąc traktowani jak obywatele drugiej kategorii, zrażeni trudnościami, pobiegli w końcu i pozwolili usankcjonować swoją miłość panu w sutannie bądź urzędnikowi w USC.

Bo w Polsce nie można żyć normalnie, nie można żyć inaczej, a już na pewno nie można żyć w wolnym związku. Rządzący pracują nad tym bezustannie, przecież zapłodnienie in vitro ma być dostępne jedynie dla małżeństw. Według pana Gowina i jemu podobnych, kobieta nie będąca czyjąś żoną nie ma prawa chcieć zajść w ciążę. Bezpłodność takiej pani to tylko i wyłącznie jej problem, ale wystarczy że wyjdzie za mąż, i nagle będzie miała dostęp do zapłodnienia pozaustrojowego.

Któż to słyszał, żeby samotna kobieta miała prawo decydować sama o sobie, przecież ona musi mieć opiekuna, mądrego faceta przy boku, żeby pomógł podjąć jej życiowe decyzje, których sama z racji swojego ograniczonego umysłu, nie powinna podejmować. Dobrze, że póki co, nie musimy przynosić pisemnej zgody męża zatrudniając się, idąc do lekarza po tabletki antykoncepcyjne czy chcąc wyjechać samodzielnie na urlop.

Osoba żyjąca w stabilnym związku, często posiadając dzieci z partnerem życiowym, który nie jest jej mężem, niewiele może. Nie może dziedziczyć po tymże partnerze nawet, jeśli przez cale życie dorabiali się majątku razem, nie ma prawa do świadczeń socjalnych ani też prawa do adopcji.

Lepiej żeby sierocińce były pełne niż żeby te sieroty były wystawione na demoralizację przez rodziców adopcyjnych, których jedyną winą jest to, że nie mają aktu ślubu. I nikogo nie obchodzi to, ile miłości takie dziecko mogłoby otrzymać od tej pary. Najważniejsze jest, aby mieli ślub.

Uważam małżeństwo za instytucje mocno przereklamowaną, a wiem co mówię, bo mam za sobą dwa. I od razu śpieszę z wyjaśnieniem: nie, nie zostałam porzucona, nie mam do nikogo żalu, wręcz przeciwnie – to ja byłam inicjatorem rozwodu. Jakby się uparł, to za drugim razem mąż w pewnym sensie porzucił mnie, umierając na atak serca, ale mniejsza o detale.

Polska jest w zdecydowanym ogonie Europy, jeśli chodzi o legalizacje związków partnerskich/konkubenckich. Większość cywilizowanych krajów rozwiązała ten problem już jakiś czas temu, nawet dosyć konserwatywna Hiszpania ma regulacje prawne ułatwiające życie parom w niesformalizowanych związkach. Określają one kwestie majątkowe, a także bez większych formalności pozwalają na wcześniejsze ustalenie tego, którego z rodziców nazwisko będzie nosiło potomstwo urodzone w takim związku. Pary takie mogą się również wspólnie rozliczać z podatków, co jest sprawą niemożliwą w Polsce, gdyż wg tegoż prawodawstwa związki partnerskie nie mają zdefiniowanych absolutnie żadnych praw.

Skoro nie mają tychże praw, to oczywistym być powinno, że nie ponoszą odpowiedzialności za zobowiązania finansowe partnera. Otóż i tak i nie.

Urząd Skarbowy interpretuje ta kwestie w całkiem interesujący sposób, czyli mimo niemożności wspólnego rozliczenia podatków, traktuje osobę pozostającą we wspólnym pożyciu jako członka rodziny, który w związku z tym w dużym stopniu odpowiada za zobowiązania podatkowe swojego partnera. To się nazywa schizofrenia urzędu skarbowego. Jesteśmy ale jednocześnie nas nie ma;)

Ostatnio sporo się mówi i debatuje na temat wyższości małżeństwa nad kocia łapą. Te debaty są idiotyczne w kraju, gdzie światopogląd większości kształtowany jest przez mniejszość czerpiącą korzyści finansowe z dyktowania ograniczonym masom tego, jak mają myśleć i w co wierzyć. To tak jakby w Iranie Ahmadinejad nawoływał do respektowania swobód obywatelskich i wolności słowa. Absurdalne w obu przypadkach.

No, ale mamy jeszcze całą społeczną ideologie dorobioną do konkubinatu.

„Przecież jeśli się z tobą nie ożenił, tylko żyje bez ślubu to znaczy, że chce cię tylko wykorzystać, nie zależy mu na tobie”.

„Ty mnie nie kochasz, mama mi powtarza, że jak mężczyzna nie myśli o kobiecie poważnie, to właśnie wtedy żyje z nią bez ślubu.”

„Może byśmy się pobrali, wiesz koleżanki coraz częściej się pytają, kiedy dasz mi pierścionek zaręczynowy.”

„Rodzice mówią, że skoro będziemy mieli dziecko, to powinniśmy wziąć ślub.”

Takie i wiele innych równie romantycznych tekstów jest nierozerwalnie związanych z debatami nad wyższością papierka z USC od bycia ze sobą bez przymusu. Bardzo wielu owych szczęśliwych małżonków z dziką ochotą uciekłoby gdzie pieprz rośnie, gdyby tylko nie ten głupi papierek, który ich trzyma. No bo trzeba pójść do sądu, rozwód wiąże się z komplikacjami, wiec taniej i prościej dzielić mieszkanie z osoba, która od dawna nie wzbudza żadnych uczuć, oprócz złości i irytacji.

Sytuacja szalenie komfortowa, można bezkarnie pluć na tych, którzy mają odwagę żyć razem związani jedynie wolą bycia ze sobą.

Cabernet Sauvignon 2002

Wygrzebane z archiwum.

 

 

Podnoszę do ust szklankę wypełnioną ciemnoczerwonym płynem.

Niezwykły kolor – myślę, unosząc ją i spoglądając pod światło.

Cabernet Sauvignon 2002 z Australii, butelka którą dostałam w prezencie od zaprzyjaźnionego Chińczyka, właściciela winiarni, w której bywam dosyć częstym gościem. Nie jestem smakoszem, ale lubię napić się dobrego czerwonego wina.

 

Siedzę w fotelu, w tle uspokajające dźwięki Morcheeby, w ręce szklanka z winem. Delektuję się, jednocześnie przenosząc się myślami do przeszłości.

2002, na słonecznych zboczach gór Nowej Południowej Walii dojrzewają ciemne winogrona.

Przerzucam w myślach wspomnienia jak slajdy, zwykle zapamiętuję obrazy wraz ze wszystkimi detalami. Taka dziwna fotograficzna pamięć. Dziwna, bo równie wyraźnie pamiętam zapachy i dźwięki, które owym sytuacjom towarzyszyły.

Jest, znalazłam.

Solina, lato 2002. Szczególnie jeden weekend utkwił mi w pamięci… a właściwie noc.

To była gorąca noc, bliskość zalewu nie przynosiła ukojenia. Przeszliśmy przez tamę na druga stronę.   

Weekend kochanków, to określenie chyba najlepiej pasuje. Choć może bliższe prawdy jest, ze pod gwiaździstym niebem, w blasku księżyca momentami byliśmy bardziej jak… zwierzęta niż kochankowie. Alkohol krążył we krwi, tylko potęgując żądzę i przesuwając granice tak daleko, że przyszła chwila, gdy zupełnie się zatarły. Granice miedzy snem a jawą, szaleństwem a rzeczywistością, miedzy dwojgiem ludzi, którzy jeszcze dobrze się nie znają… 

Już przy stoliku w knajpie namiętnie się całowaliśmy. Ręka błądząca pod stołem raz po raz drażniła rozgrzana kobiecość. Whisky z colą tylko dolewało oliwy do ognia.

Wyszliśmy na zewnątrz, wprost w objęcia letniej nocy. Pragnienie nasilało się z każdą chwilą i czuliśmy, że musi ono zostać natychmiast zaspokojone.

W oddali widać było światło i słychać glosy, wystarczająco daleko jednak, aby nie przeszkadzało nam to zając się sobą. Jak zesłana przez bogów pojawiła się ławka. Nasze spojrzenia spotkały się, słowa były nie potrzebne, nie teraz.

W ciemnościach moje jęki niosły się po wodzie. Wypinałam tyłek z taką ochotą, jakby od tego miało zależeć moje życie. Głębiej…mocniej…intensywniej…jeszcze trochę…ubrania przeszkadzają, ale przecież jest ciemno i nikt nie widzi wiec ściągnijmy je…

Przerywamy tylko po to, aby zacząć od nowa po kilku krokach, na schodach w odnodze alejki. I znowu historia stara jak świat powtarza się z całym dynamizmem.

Do głosu dochodzi ukryta we mnie suka, z wyłączonym mózgiem i wolna cipką.

I znowu. Mój nagi tyłek, mocne, zdecydowane ruchy, beton drapiący kolana do krwi, coraz bardziej wilgotna, szerzej rozsuwam nogi, zapieram się rękami… mocniej… jeszcze… jedna ręka zaciśnięta w moich długich losach, druga na biodrze… długie mocne pchnięcia… do granic jestestwa…

Zasnęłam nie wiedząc kiedy, wykończona po ostatnim akcie, na podłodze hotelowego pokoju, wypełniona jego nasieniem. 

 

Zaszufladkowano do kategorii sex

Zabawy z doktorem

Wygląda na to, że nie tylko wyuzdane dziewczęta myślą o zabawie w doktora, czy też z doktorem;)

Oto co znalazłam w pewnym poważnym i nobliwym miejscu:

x 275

x 276

Zaszufladkowano do kategorii BDSM

Uwaga, kobieta!

Leżę na leżaku, popijam mrożoną herbatę i cieszę się chwila. Tak wygląda praca z domu, a właściwie zza domu, bo tam jest patio, a choć ma być dziś 40 stopni, pogoda jeszcze pozwala na przebywanie na zewnątrz bez groźby rozpłynięcia się. W dobie bezprzewodowego internetu, pracować można właściwie w każdym miejscu, z kawiarni, poczekalni lotniska czy, jak w moim przypadku – przydomowego ogródka.
Ale ja nie o tym chce dzisiaj, nie o tym. Dziś będzie o istocie przewrotnej, podstępnej, ale jakże wiele uroku posiadającej. Nie, nie mam na myśli żmii ani innej oślizgłej gadziny, rzecz będzie o kobiecie. A któż zna kobietę tak dobrze jak inna niewiasta?

Dawno, dawno temu, kiedy poznałam już realia pracy w korporacji, zastanawiałam się, skąd bierze się, jakże niesprawiedliwy trend płacenia słabszej płci mniej. Przyznam, wkurzało mnie to, że kolega na tym samym stanowisku zarabiał o dobre parę tysięcy zielonych rocznie więcej niż ja. Przyszedł jednak moment, że zrozumiałam ukryty sens tego. Nastąpiło to, kiedy szef wszedł akurat do biura w momencie, gdy koleżanka demonstrowała mi ćwiczenia ujędrniające pupę;) Tak, biję się w pierś i przyznaję: nie wykorzystuję każdej minuty spędzanej w pracy na prace właśnie.

No bo jak to? W poniedziałek przez pierwsze dwie godziny nie wymienić się z koleżankami wrażeniami z weekendu? Nie pokazać zdjęć z urlopu? A gdzie rozmowy na czacie, pisanie prywatnych maili, zakupy przez internet? Kiedy ja mam na to znaleźć czas po powrocie do domu? Wtedy to ja zmieniam się w kurę domową, znaczy tę, hmm sukę domową.

I tu rodzi się kolejny problem. Czy współczesnej, wyzwolonej, feminizującej kobiecie w ogóle wolno być kurą domową? I jak pogodzić bycie kurą z jednoczesnym byciem demonem seksu, czego przecież od nas wymaga się także.

Można się w tym wszystkim pogubić, bo i sukces mamy odnosić, i to najlepiej na wszelkich możliwych polach, i powinnyśmy być profesjonalne, do tego cieple, kobiece i seksowne. Zwariować można! Do tego być wierne, skromne i ciche, a także doświadczone, wyuzdane i bez zahamowań kiedy zajdzie taka potrzeba. Toż to kurwa rozdwojenia jaźni można dostać!

Taaak, trochę się w to zaplatałyśmy, po części na własne życzenie. Gdybyśmy tylko nie były takie zakłamane, gdybyśmy odważyły się na odrobinę szczerości z samą sobą.

Tak, jak mówi o tym Arundati, autorka bloga wydanego w formie książki, wielbicielka seksu grupowego:

„Mężczyźni się dziwią – wydaje im się, że kobiety zawsze szukają przede wszystkim czułości, romantyzmu, subtelnych podniet i wyrafinowanej gry – być może większość ale nie wszystkie, a może ta rzekoma większość tylko udaje bo tak wypada? Nie jestem jedyna, rozmawiam z kobietami i daję wam słowo – nie jestem jedyna! Wśród nas też są takie, które traktują seks trochę jak sport a trochę jak jazdę na karuzeli i to wcale nie oznacza, że nie potrafimy kochać, gotować, prasować kołnierzyków i co tam jeszcze jest dla was atrybutem kobiecości. Ale człowiek spotyka kogoś godnego miłości raz na dziesięć lat, a hormony działają 365 dni w roku. I potrzebujemy seksu tak samo jak wy i tak samo jak wy szukamy przygód. Jak mnie denerwują te lamenty, że mężczyźni traktują kobiety jak obiekty seksualne! Przecież kobiety robią dokładnie to samo, tylko się do tego otwarcie nie przyznają – bo są o wiele bardziej zakłamane, nie akceptują swojego pożądania, wilgotnienia, chuci i apetytów. Bo przez wieki wmawiano im, że nie mogą ich mieć, że ich nie mają, a jeśli je mają, to znaczy że są brudne, złe, potępione, niekobiece! Brrr, to ostatnie – niekobiece – to jest chyba to najgorsze z najgorszych.”

Święta prawda, wiele z nas nie akceptuje swojego pożądania, bo tak nas wychowano. Z niejasnych dla mnie powodów, uważa się, że każda powinna mieć mózg sformatowany według identycznego szablonu.

Przede wszystkim chcieć zostać matką, samo przyznanie się do niechęci do macierzyństwa jest uważane niemalże za zbrodnie.

No jak to? Kobieta i nie chce rodzic dzieci? Przecież wszystkie chcą! A jaka niekobieca jest niechęć do posiadania potomstwa, a fe, jak można nie rozpływać się nad konsystencja pierwszych kup! Przecież są takie cudne…

Na domiar złego, jakbyśmy same nie były dla siebie wystarczająco skutecznymi żandarmami, inne panie pilnują nas też.

Zauważą kilka dodatkowych kilogramów i nie zapomną nas o tym poinformować, z satysfakcją dostrzegą zmarszczkę pod okiem czy siwy włos. O tak, możemy wzajemnie na siebie liczyć. Dlatego komplement od innej niewiasty jest jak oaza na pustyni, na wagę złota i zapada w pamięci na długo.

„Ty masz naprawdę niezły tyłek” – usłyszałam pewnego dnia od idącej za mną koleżanki z pracy, starszej o dobre 15 lat i aż się zakrztusiłam z wrażenia. Prawdziwy akt odwagi, rzecz niebywale unikalna wśród naszej płci. Komplement od faceta nie robi na mnie wrażenia, ale od kobiety to cos zupełnie innego.

Komu więc tak naprawdę chcemy się podobać? Przecież to oczywiste – innym kobietom, bo tylko te zauważą prace włożoną w uzyskanie idealnego wyglądu. My po prostu rywalizujemy ze sobą, i im wyżej stoimy na szczeblach drabiny społecznej, tym wyraźniej to widać. Błędne koło się zamyka.

Czasem myślę sobie, że tak jak na ogrodzeniach można zobaczyć napis ostrzegający „Uwaga zły pies”, tak dla dobra kobiet powinno się przyjąć zwyczaj umieszczania tablic ostrzegawczych „Uwaga, kobieta!”. Przecież my niewiasty potrafimy bronić swego lepiej niż niejeden rottweiler.

 

 

Uległa

Spotykali się od roku. Raz w tygodniu, przez kilka godzin, które ze sobą spędzali nie marnowali czasu na rozmowy. Właściwie to prawie nigdy nie rozmawiali.Ona znała swoja rolę i wiedziała, że nie pytana ma się nie odzywać. Odkąd się poznali na czacie, od samego początku to on ustalał reguły tego związku.

 

Ona miała wybór. Wybrała jego.

W normalnym życiu pewnie ich drogi nigdy by się nie skrzyżowały, ale gdy chodzi o perwersyjna przyjemność, nawet najbardziej nieprawdopodobne konfiguracje bywają możliwe. A może właśnie jedynie tam bywają możliwe?

Zwykle dzień przed spotkaniem dostawała maila, z krótkim streszczeniem tego, jak ma wyglądać i być umalowana, czasem tez dawał jej zadania do wykonania. Sprawozdanie z wykonania zadania, które składała mu na początku spotkania, bywało jedynym momentem, kiedy mogła cokolwiek powiedzieć. On słuchał uważnie, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, bez słowa. To, czy był zadowolony, czy tez nie z tego co usłyszał, wyrażał w trakcie spotkania w sposób, jaki ją traktował. Mogła to także poznać po ilości batów jakie spadały na jej tyłek.

Tym razem nie napisał nic, oprócz krótkiego „w środę o siódmej”. Miała mieszane uczucia, nie wiedziała czego się spodziewać.

Punktualnie o siódmej stanęła pod drzwiami i nacisnęła przycisk dzwonka. Zawsze spotykali się w tym samym niewielkim mieszkaniu, które – jak przypuszczała, on wykorzystywał jedynie od tego rodzaju spotkań. Z iloma podobnymi do niej jeszcze się spotykał, pojęcia nie miała i szczerze mówiąc, to niewiele ja to obchodziło.

Jedyne co ja obchodziło, to jej własna zaspokojona tak jak nigdy wcześniej, cipka. Wymasowana, wylizana, rozepchana jego ręką i kutasem, obolała po zapiętych spinaczach. Cudownie szczęśliwa cipka. On jeden umiał jej to dać i tylko to się liczyło.

Otworzył drzwi i wpuścił ja do środka. Chwycił za włosy, przyciągnął do siebie i pocałował mocno, tak że poczuła krew na wargach. Pchnął w kierunku łóżka, rzucając krótkie „rozbieraj się”. Klęcząc na łóżku, trzęsącymi rękami rozpinała guziki bluzki, starając się to zrobić możliwie jak najszybciej. Rzuciła ją obok łóżka, a sterczące na baczność sutki oznajmiły swa gotowość. Była jak w amoku, jak suka podczas cieczki.

Pociągnął jej spódnicę wysoko i z zadowoleniem zauważył, że nie ma pod spodem majtek. Przeciągnął palcem po ogolonej cipce, była już mokra, bardzo mokra.

Kazał jej uklęknąć w pozycji ‘na czterech’, a sam udał się do drugiego pokoju.

Zastygła bez ruchu, czekając na ciąg dalszy, na to co dla niej zaplanował.

Wrócił i pierwsze co poczuła, to piekący raz bata na pośladku. Za nim spadły następne, na przemian, w krótkich seriach, miedzy którymi pieścił jej cipkę i rozcierał jej wilgoć na pokrytym czerwonymi pręgami tyłku. Kiedy uznał, że na początek wystarczy, założył jej skórzane opaski na nogi. Do nóg przypiął ręce tak, że klęczała doskonale wypięta, z twarzą wciśniętą w poduszkę. Nie przestając pieścić ociekającej sokami kobiecości, zaczął zapinać na jej wargach drewniane spinacze, po trzy na każdej. W pierwszej chwili jedynie lekko szczypały, ale kiedy spinacze zawisły również na sutkach, te na dole zaczęły bardziej dokuczać. Ani niewygodna pozycja, ani ilość precyzyjnie dawkowanego bólu nie przeszkadzały jej w zapadaniu się w coraz większą przyjemność. Wręcz przeciwnie, o czym dobitnie świadczyły mokre jej wilgocią uda i głośny, urywany oddech, przechodzący momentami w jęk. Było jej dobrze, bardzo dobrze. Kiedy razy bata zaczęły ponownie spadać na wypięty tyłek, cala ta ilość bólu, pulsującego w rożnych miejscach ciała zaczęła popychać ją coraz mocniej w kierunku nirwany, suczej nirwany. Kiedy mężczyzna odłożył bat i w mokrej cipce zatopił twardego kutasa, nie dala rady się opanować, odpłynęła. Czuła jeszcze ostatnie skurcze orgazmu, kiedy poczuła kolejna fale piekącego bólu, gdy zaczął ciągnąć za spinacze zapięte na sutkach. Pieprzył ją mocno, zaciskając rękę na karku, wciskając w poduszkę. Szybko poczuł skurcze jej kolejnego orgazmu. Ściągnął po kolei spinacze z obolałych warg, zostawiając nadal zapięte te na sutkach i wsunął członka do drugiej dziurki. Pieprzył ją wsuwając go po same jądra, czując że dochodzi, wyciągnął i porcja cieplej spermy przyozdobiła plecy i pośladki ulegle wypiętej kobiety.

Kiedy ją rozwiązał, ściągnął pozostałe spinacze i wreszcie odzyskała spokojny oddech, nie wytrzymała i odezwała się:

„Uwielbiam tą pozycję, jest taka… „ – szukała w głowię odpowiedniego określenia.

„Uległa” – dokończył za nią.

 

Zaszufladkowano do kategorii sex

Chętna, otwarta, mokra…

Wygrzebane z archiwum

 

Osiem godzin temu:

Twoja ręka trzymająca mocno za włosy, żebym obciągała tak, jak lubisz. Ja lubię jak mnie tak właśnie trzymasz. Jak swoja własność.

Obolała cipka, która dostała więcej niż mogła przyjąć. Twoje palce wsuwające się we mnie głęboko. Wsunąłeś cztery, jęczałam… Zęby zaciskające się na łechtaczce… Gryzące sutek.

Dwie godziny temu:

Cipka, której nie dałeś odpocząć. Moje soki na prześcieradle. Ręce mocno ściskające piersi. Teraz już możesz wsunąć piec palców… Gryzę poduszkę.

Rżniesz mnie mocno od tylu, naciskając ręką na kark…

Chętna, otwarta, mokra.

Zaszufladkowano do kategorii sex

Libertynka i dwóch Panów

 
 

 

 

Wyrzuty sumienia wskazują na duszę, której łatwo narzucić jarzmo
– de Sade

 

Bardzo chciała tego spróbować. Poczuć jak to jest zatracić się, służąc im dwóm. Im bardziej pragnęła tego, tym mocniej ją to przerażało. Wiedziała, że po tym nic już nie będzie takie samo.

Wyrzuty sumienia? Nie, tego się nie obawiała. Konsumowanie życia i korzystanie z jego uciech nie wywoływało w niej poczucia winy, jedynie zadowolenie.

ła tego spróbować. Poczuć jak to jest zatracić się, służąc im dwóm. Im bardziej pragnęła tego, tym mocniej ją to przerażało. Wiedziała, że po tym nic już nie będzie takie samo.

Siedziała na brzegu łóżka otoczona cisza tak przeraźliwą, że tykanie zegara brzmiało jak nadchodząca burza. Rozkazał jej czekać nago dopóki nie wróci, mówiąc, że zaraz będzie z powrotem. Od tej chwili minęła ponad godzina.

Spojrzała na swoje nagie piersi. Czerwone pręgi po bacie zaczynały pomału blednąc. Dokładnie pamiętała, jak z oczami zamkniętymi ze strachu, liczyła głośno spadające razy, błagając w duchu, aby wreszcie uznał, że wystarczy.

Właściciel, ten do którego całą sobą należała, lubił przyglądać się, gdy niepewność niemal ją obezwładniała, gdy drżąca ze strachu czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Uwielbiał trzymać bat tak, że końcówka jedynie delikatnie dotykała skory, by w najmniej oczekiwanym momencie uderzyć z całej siły. Z przyjemnością patrzył na nią, gdy dawała uśpić swą czujność, ukołysać się słodkiemu poczuciu bezpieczeństwa, by za kilka sekund mógł brutalnie sprawdzić gdzie leżą granice jej posłuszeństwa.

Mijając ją na ulicy, nikt by się nie domyślił kim jest. Nie miała suczej natury wypisanej na czole. Ot, zwykła grzeczna blondynka. Jedynie na dnie zimnych niebieskich oczu czaiły się niebezpieczne błyski zdradzające, co drzemie wewnątrz.

Suka w niej domagała się zaspokojenia, jej uległość nie była kaprysem czy zachcianką, była wewnętrzną potrzebą. Czymś, dzięki czemu mogła na co dzień stawić czoła światu.

Zmęczona czekaniem położyła się na łóżku. Zasnęła na krotką chwile, zrywając się na równe nogi słysząc dźwięk samochodu parkującego przed domem.

Właściciel wszedł do pokoju gdzie czekała, uśmiechnął się widząc, ze czeka nago, tak jak kazał. Podszedł i stanął przed nią: „Przygotowałem dla ciebie niespodziankę” – powiedział z obietnica w glosie. Usiadł obok niej i ręką zaczął błądzić po jej ciele, przesuwając się po brzuchu w dol. Posłusznie rozsunęła nogi. „P. nie może się doczekać, żeby cię zobaczyć, suko ” – dodał.

Zamarła. Jego ton powiedział wszystko co powinna wiedzieć, jednak chwilę zeszło, zanim dotarło do niej znaczenie tych słów. On siedział obok nic nie mówiąc, dając jej czas na przetworzenie w głowie tego, co przed chwilą usłyszała. Wiedział, że suka nie powie „nie”. Jeśli chciał, aby cos zrobiła dla niego, zawsze okazywała stuprocentowe posłuszeństwo. Wiedział dobrze jaką przyjemność dawało jej służenie jemu i wykonywanie poleceń. W tym przypadku wiedział także, jak wielkie musi być jej zaskoczenie. Był pewny, że takiej ewentualności jego suka nie wzięła pod uwagę.

„Wiem, że go lubisz, słyszę przecież w jaki sposób o nim opowiadasz” – drażnił się z nią.

Chciała cos powiedzieć, ale położył palec na ustach, dając do zrozumienia, że nie interesuje go co ona ma do powiedzenia.

Chwilę siedzieli w ciszy, kiedy suka jednak nie wytrzymała i spytała krotko: „dlaczego?”

„Dlaczego?” – powtórzył jej pytanie.

„Wiesz jak bardzo nie lubię kiedy zadajesz za dużo pytań.”

„Mógłbym powiedzieć, ze chodzi o to, żebyś mi sprawiła przyjemność. Mógłbym tez powiedzieć, ze chodzi mi, żeby przetestować cię w takiej sytuacji, przesunąć granice. A może jest to test, sprawdzający twoje zaufanie?”

Kiwnęła potakująco, czekając co jeszcze powie jej Pan.

„Każdy z powodów, które wymieniłem, ale też dla ciebie. Tylko nie mów mi, ze nigdy nie myślałaś o seksie z nim”

Zrozumiała, że uznał rozmowę za zakończoną.

Wyszedł i po krótkiej chwili wrócił razem z zapowiedzianym gościem. Krotka wymiana spojrzeń i już wiedziała, jak ta rozgrywka się potoczy.

Spojrzała w oczy Właściciela i wyciągnęła drżącą rękę w kierunku drugiego z mężczyzn.

Kiedyprzewijała w pamięci sceny, w których jeszcze godzinę wcześniej uczestniczyła, były jak rozsypane puzzle, potrzebowała czasu, żeby je poukładać.

Widziała siebie obciągającą P, podczas gdy Właściciel nie żałował bata jej dupie i nie przestawał wymierzać razów, dopóki P nie skończył w jej gardle. Kolejny puzel… dziurki rozpychane z dwóch stron jednocześnie, rżnięta przez ich obu. I kolejny… ona na kolanach przed nimi, z otwartymi ustami. I jeszcze jeden… intensywny orgazm, w chwili gdy ręka Właściciela zaciskała się na jej karku, trzymając ja w żelaznym uścisku, tak, żeby członek drugiego mężczyzny mógł wsunąć się głęboko w jej usta… I zadowolony glos Właściciela, gdy pochwalił ja, mówiąc: „goodgirl…”

 

*wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest przypadkowe

 

 

 

libertynka.jpg1

Zaszufladkowano do kategorii sex

Wakacyjny seks

Ciepło, ciepło, coraz cieplej… Auuu! To gryzący ból spinacza do bielizny zapiętego na sutku. Auuuuć! Jest i kolejny, tym razem na wargach. Z cipki kapało już wcześniej, zapięcie spinaczy wywołało prawdziwą powódź. Nabrzmiała łechtaczka domaga się porcji uwagi skierowanej jedynie dla niej. Wygląda śmiało spomiędzy gładko ogolonych fałdek warg. Jakby tylko czekała, żeby zapiąć i na niej drewniany spinacz.

Wakacyjny seks, jedyny w swoim rodzaju. Leniwy, niespieszny, drapieżny, niecierpliwy i brutalny. Twardy członek rozpychając się, toruje sobie drogę miedzy pośladkami, sięga dna duszy.

Tafla monitora zawieszonego na ścianie, sceny porno w high definition podsuwają scenariusz nadchodzących chwil. W powietrzu czuć zapach seksu, unoszącą się obietnice spełnienia. Tak pachnie wakacyjny seks.

Zaszufladkowano do kategorii sex

de Sade

(…) nie ma silniejszego odczucia niż cierpienie fizyczne. Jego doznania są głębokie, nie budzą najmniejszych wątpliwości, w przeciwieństwie do wrażenia przyjemności, które kobiety nieustannie udają, prawie nigdy go nie przeżywając. Ani miłość własna, ani młodość, ani siła, ani zdrowie, nie są w stanie wywołać u kobiety tego wątpliwego i mało satysfakcjonującego wrażenia przyjemności. Natomiast uczucie bólu nie wymaga szczególnych starań. Im więcej wad cielesnych ma mężczyzna, im jest starszy, im mniej zdolny jest się podobać, tym łatwiej osiąga ten cel. Gdy idzie o cel, to istotę jego rozumiemy najlepiej uświadamiając sobie, że najbardziej podnieca i podrażnia nasze zmysły właśnie to, co wywołuje w służącym nam przedmiocie możliwie najsilniejsze wrażenia jakiegokolwiek rodzaju. A zatem ten, kto wywoła u kobiety najbardziej wstrząsające wrażenie i zbulwersuje jej istotę, bezsprzecznie zapewni sobie największą dozę rozkoszy. Albowiem wzburzenie, jakiego doznajemy obserwując przeżycia kobiety, będzie niewątpliwie żywsze jeżeli jej odczucia będą okrutne, niż gdyby były łagodne lub miłe. W ten sposób egoistyczny rozpustnik przekonany, że jego przyjemności będą tym większe, im więcej obejmą doznań, zada poddanemu sobie obiektowi (kiedy już stanie się jego panem możliwie najdotkliwszy ból wiedząc, że osiągnięta rozkosz będzie tak duża, jak silnymi będą wrażenia, które zdoła wywołać w służącym obiekcie. (…)

 de Sade

Zaszufladkowano do kategorii BDSM