Wolna jak ptak

Rozgrzane powietrze nadal parzy skórę, za nic mając sobie, że jest juz po poludniu. Nowojorskie lato jak co roku, nie odpuszcza. Lubię taką pogodę. Słońce ma pozytywny wpływ na mnie. Wyciągnięta na leżaku, z telefonem przy uchu wysłuchuję żali mego dziecka na deszczową pogodę w Polsce. Jest mi dobrze tu gdzie jestem.

„A własnie, mamo babcia mówiła, że czytała o tobie w internecie” – zakomunikowała Latorośl, ja natomiast zakrztusiłam się z wrażenia mrożoną kawą.

Rzeczona babcia, to moja była teściowa, na którą złego słowa nie mogę powiedzieć. Nie dlatego, że to przeczyta. Dlatego, że taka własnie jest prawda. Co nie zmienia faktu, że na to, co usłyszałam od córki, nie byłam przygotowana. Życie. Cóż poradzę na to, że kilka osób przeżyje lekki szok i będzie kiwało z niedowierzaniem głową. Zrobiłam to i jestem z siebie dumna. Przestało mnie dotykac  co inni myślą. Uwolniłam się. Nazywajac rzecz po imieniu – po prostu to pierdolę. Piszę ze świadomością, że coraz więcej osób, które tutaj zaglądają, zna mnie osobiście. Wiem, że niektóre słowa potrafią wrócić jak rykoszet, w najmniej spodziewanym momencie. Czasem bywa zabawnie. Poczułam, że słowa nabierają ciężaru, gdy firmujesz je własną twarzą.

Nie poznaję siebie. Spoglądając 10 lat wstecz widzę zupełnie inna osobę. Dziewczynę, która ma przed sobą długą drogę do przejścia. Kobietę, która wielokrotnie będzie poddawała w wątpliwość dokonane wybory. Bedą potknięcia i chwile zwątpienia.

Wygrałam. Wygrałam grę gdzie stawką była prawda.

Jestem wolna jak ptak. Nic mnie nie ogranicza. Z ciekawością spoglądam w przyszłość. Jedno jest pewne, idzie nowe.

Zaszufladkowano do kategorii psyche

Sfinks się pisze…

Jak już wypcham szczęśliwie drugie dzieło z domu, uroczyście przyrzekam zrobić sobie dłuższą przerwę od pisania… Ale na chwile obecną, będę wdzieczna za wszelkie uwagi i konstruktywną krytykę.

 

Kiedy stoję zamyślona rozpinając bluzkę, woda w łazience jest już odkręcona. Ściągnięta bluzka ląduje na fotelu, za nią biustonosz. Gdy sięgam rękoma z tyłu by rozpiąć spódnicę, czuję jak zaciskasz ręce na moich piersiach. Stojąc za mną, mocno chwytasz je w obie dłonie i ściskasz, by za moment skoncentrować się na sutkach. Dotyk wcale nie jest pieszczotliwy, wręcz przeciwnie, szarpiesz sutki, uwięzione miedzy Twoim kciukiem a palcem wskazującym. W jednej sekundzie mój oddech przyspiesza, odruchowo prostuję się, wypinając piersi poddawane słodkim torturom. W momencie, kiedy zaczynam czuć między nogami napływającą wilgoć, przestajesz. Dajesz lekkiego klapsa w pupę mówiąc, że po prysznicu mam się zameldować w sypialni.

Odświeżona i rozgrzana prysznicem, ze stojącymi na baczność sutkami – staję w drzwiach sypialni. Siedząc na łóżku pokazujesz bez słowa, bym stanęła przed Tobą. Podchodzę, czując twój wzrok przesuwający się po moim nagim ciele. Klękam i biorę twardniejącą męskość do ust. Zajmuje się tobą najlepiej jak umiem, jak dobrze ułożona suka. Chwytasz mnie za włosy, samemu nadając tempo, w jakim mam cię pieścić. Nie jesteś delikatny. Staram się zadowolić ciebie jak najlepiej, ale nie masz dziś do mnie cierpliwości. Każesz podnieść się z klęczek, sam wstajesz i wychodzisz, zostawiając mnie zdezorientowana. Nie śmiem ruszyć się z miejsca. Wracasz po chwili i stanowczym ruchem popychasz na łóżko, zaciskając rękę na moim karku, każesz wypiąć pupę. Posłusznie wykonuję polecenie, czując jak bez ceregieli wsuwasz twardą męskość w bardzo już mokrą już cipkę. Z ust wyrywa mi się westchnienie. Chwilę pieprzysz mnie mocno, jęczę cichutko. Jest mi dobrze, wiesz jak bardzo to lubię. Robi mi się coraz przyjemniej. Wyczuwasz to, znasz mnie przecież tak dobrze. Jeszcze nie czas na moją przyjemność, jeszcze nie teraz… 

Każesz mi zostać w tej pozycji, tylko rozsunąć szerzej nogi, co wcale nie jest takie proste. Z twarzą wciśnięta w pościel, wypięta, czekam na ciąg dalszy. 

 

 

Zaszufladkowano do kategorii sex

Seks to moja religia

Rozciągnięta, związana, wymasowana, pogryziona, wyszczypana i prosząca o więcej – moja prywatna definicja szczęścia.

Ofiara złożona.

Teraz mogę spokojnie rozpocząć tydzień. 

Szczęściara

Jest piątek, pełnia lata, za oknem czterdziestostopniowy upał. Siedzę w schłodzonym klimatyzacją mieszkaniu, słucham Linkin Park (Numb) i piszę. Pozornie spełnienie marzeń, ale… Grzecznej jest zawsze mało, ciągle ma apetyt na więcej, ten przymus, żeby pokazać im, jak bardzo się mylili, jest jak ciągle jątrząca się rana. Powinnam być znieczulona, tyle czasu, trzeba zamknąć tamten rozdział. Nie umiem, nie potrafię, nie chcę, nie próbuję. Chcę czuć złość wewnątrz. To jedyne co czuję, czasem dochodzi do tego smutek, wtedy wspomnienia wypływają same.

Miałam być biedna, skończyć w rynsztoku, przegrana. Nie było dla mnie nadziei. Jakiekolwiek próby wyjścia przed szereg były torpedowane dezaprobatą i przypomnieniem miejsca w szeregu. Jeśli będę porządna i ułożona to weźmie mnie za żonę jakiś dobroczyńca i w ten sposób mój żywot się dokona. Pod warunkiem, że będę dziewicą, bo tylko taka kobieta ma wartość.

„Siedź cicho, nie wychylaj się, dbaj o opinię” – powtarzali. Dostawałam furii na myśl, że tylko tyle mnie czeka. Za oknem był świat, do którego z każdym dniem bardziej mnie ciągnęło. Bałam się, ale wola wyrwania się z toksycznego domu była silniejsza, niż strach. Zamiast podkulić ogon pod siebie, zgodnie z wolą rodziców, reagowałam odwrotnie. Zaczynała narastać złość. Wielka, coraz trudniejsza do poskromienia.

Siedzę i myślę. Gdyby mogli mnie teraz zobaczyć… Sama myśl wywołuje uśmiech. Czuje się silna, dużo silniejsza niż oni.

„Ty kurwo, ty szmato, tu suko zajebana” – z matczynych ust płynęła muzyka dla mych uszu. „Trzeba było cię wyskrobać” – wszystko dlatego, że nie byłam jak pacynka, szmaciana lalka w ich teatrze.

Matka była osobą niezdolną do miłości, oraz wymagała ciągłej atencji. My, dzieci (mam młodszą siostrę) musiałyśmy stać na baczność i nie oddychać za głośno. Emocje rodzicielki były jedynym, co się liczyło w domu, wszystko kręciło się wokół niej. Przez to jestem jak barometr, gdy chodzi o wyczuwanie nastrojów i humorów innych ludzi. Tak mnie wytresowano w dzieciństwie, można powiedzieć, że od tego zależało moje życie. Z powodu potwornie napiętej sytuacji w domu, zaczęłam miewać stany łękowe, już jako dziecko miałam problemy z zasypianiem.

Ojczym chciał mieć święty spokój, dlatego był katem idealnym. Narzędzie w rękach narcystycznej żony. „Tylko nie bij po głowie, bo zrobisz z niej debila” – docierało do mnie przez mgłę  podczas katowania. Lekarz na pogotowiu patrzył podejrzliwie, gdy tłumaczyłam swoje obrażenia upadkiem na ślizgawce. Musiałam chronić rodziców, którzy wmawiali mi, ze to moja wina.

Po drodze była próba samobójcza, na tyle skuteczna, że ratowano mnie w szpitalu, gdzie spędziłam kilka dni. Następne dwa tygodnie były najszczęśliwsze – wtedy przez chwilę było w domu normalnie.

„Dzieci są własnością rodziców” – słyszałam zbyt wiele razy. „Robimy to dla twojego dobra” – takie uprawomocnienie kaźni, jakiej byli administratorami. Tym matka tłumaczyła inspekcje, czy noszę majtki i, czy nie ma na nich śladów aktywności seksualnej. Wchodziła bez uprzedzenia do łazienki, byłam przecież jej własnością. Gdy pierwszy raz ogoliłam włosy łonowe, co nie mogło ujść niezauważone, szydziła: „masz cipę jak przedszkolak”. Nienawidziła seksu i wszystkiego, co z nim związane.

I to ciągłe napięcie, atmosfera tak gęsta, że można ciąć nożem. Strach i rosnąca z każdym dniem, coraz większa nienawiść. Wiedziałam, że katharsis musi nadejść, nie przewidziałam jednak, co nim będzie. Żeby wytrzymać ciągły strach i nie zwariować, znieczulałam się alkoholem i narkotykami.

Tworzyło się błędne koło, dostarczałam kolejnych powodów do przemocy.

Paradoksalnie, ciąża w wieku 16 lat okazała się wybawieniem. Matka, świętojebliwa katoliczka uważała, że urodzenie dziecka będzie wystarczającą karą. Aborcja nie wchodziła w grę, chodziło o to, bym się przekonała, że posiadanie potomstwa to prawdziwy dopust boży. Postawiona między wyborem ulica albo ślub z ojcem dziecka, wybrałam to drugie. Tak, jakbym miała jakikolwiek wybór…

Wniosłam o rozwód mając 19 lat, i tak mieszkałam sama, mąż na drugim końcu Polski rznął sekretarkę Anię. Chodziłam do szkoły, pracowałam i wychowywałam dziecko. Musiałam zarobić na utrzymanie moje i córki, oraz opłacić wynajem mieszkania.  Matka, za opiekę nad dzieckiem żądała pieniędzy, więc wynajęłam opiekunkę. Dziewczyna przynajmniej sprzątała gdy dziecko spało, i nie miała ciągłych pretensji o wszystko. Pomału zaczynałam odczuwać ulgę.

Co było dalej? Zaczęłam tworzyć własną historię, sama, rozwiedziona, na studiach, z dobrą pracą, odbudowywałam starte w pył poczucie wartości. Korzystałam z życia i jego uciech, sporo podróżowałam. Czułam się jak więzień, wypuszczony na wolność po bardzo długim wyroku. Pewnego dnia, jak ptak, rozłożyłam skrzydła i odleciałam. Uciekłam na koniec świata, gdzie ocean oddziela mnie od byłych katów.

Pamiętam bardzo wiele, a chciałabym zapomnieć na zawsze. Wołałabym nic nie pamiętać z dzieciństwa, niż mieć te wspomnienia. Będąc zastraszonym dzieckiem, byłam łatwym łupem dla wszelkiej maści pedofilii – nie umiałam odmówić, bałam się kogoś zdenerwować, miałam zaprogramowane, że dorosłych się słucha i robi, co każą. Ofiara idealna.

Czasem, kiedy jestem ze znajomymi i ktoś powie: „o, jak chciałbym być dzieckiem, nie mieć tych problemów”, czuję się, jakbym była z innej planety. Bycie dzieckiem to coś najgorszego, co mogę sobie wyobrazić. Dla rodziców byłam jak rzecz, nie miałam prawa głosu, należałam do nich i mogli zrobić ze mną co chcieli. Próbowałam na rożne sposoby poradzić sobie z tym, co mnie spotkało. Przez kilka lat starałam się wmówić sobie, że to nigdy nie miało miejsca, wyprzeć z pamięci wszelkie traumatyczne przeżycia.

Na kilka lat udało się zapomnieć, ale kiedy miałam 23 lata, pewnego dnia, w drodze do pracy coś we mnie pękło. Dostałam ataku paniki, nie wiedziałam co się dzieje. Myślałam, że umieram. I wszystkie, tak pieczołowicie zakopane niechciane wspomnienia, wypłynęły na powierzchnię. W mojej głowie, na jawie, trwały projekcje tamtych scen, widziałam siebie leżącą na przedpokoju, katowaną przez ojczyma, który uderzał moją głową o ścianę…

Trafiłam do psychoterapeuty, gdzie zdiagnozowano najpierw depresje, (nadal nie chciałam się przyznać do tego, co się stało gdy byłam dzieckiem, czułam się winna) a po pewnym czasie, przy kolejnym nawrocie, odkryto, post traumatic stress disorder (zespól stresu pourazowego).

Dziś wiem, że odkąd wyniosłam się z domu, uciekałam przed tym, co pochowałam na dnie świadomości. Stąd właśnie przemierzyłam pól świata, i paradoksalnie, gdzieś tam, sama, w dzikim Maroko czułam się bezpieczniej, niż u rodziców w domu. Nie mogłam uwierzyć, że jestem wolna, że żyję. Nieraz zastanawiam się, jakim cudem przetrwałam. Psychiatra, który postawił diagnozę, płakał, kiedy opowiadałam o tych przeżyciach. Dorosłemu mężczyźnie płynęły łzy z oczu i kiwał z niedowierzaniem głową. Okrucieństwo ludzkie nie zna granic.

Happy End? Przecież te są tylko w tanich filmach. Z ojczymem utrzymuję chłodne stosunki, jedynie dlatego, że miał dosyć odwagi, by przyznać, że to miało miejsce i przeprosić za to co mi zrobił. Co nie znaczy, że wybaczyłam – był dorosłym człowiekiem z wolną wolą, a wybrał bycie narzędziem w rękach mojej matki, w imię świętego spokoju. Z matka nie utrzymuję żadnych kontaktów.

Czasem miewam koszmary, budzę się z twarzą mokrą od łez. Nieraz, w najmniej odpowiednich momentach, stają mi przed oczami obrazy z domu rodzinnego. Tak, jakby na to były odpowiednie momenty…

„Pamiętaj, tylko nikomu o tym nie mów” – kołacze się na dnie głowy, gdy o tym wszystkim piszę. Miałam nikomu nie mówić, nigdy.

Nauczyłam się czerpać siłę z przebytej traumy, a sadomasochistyczny seks, w moim wypadku, jest cudowną terapią.

Myślę, że jestem szczęściarą.

A, i jeszcze coś  – współczucie jest przereklamowane, więc nie trudźcie się.

 

 

*fragment większej całości pt. Sfinks 

Zaszufladkowano do kategorii psyche

Monogamia jest passe?

Kiedy podzieliłam się z przyjacielem radością z powodu wolnej chaty i perspektyw jakie ona daje, usłyszałam: ” że też ci się jeszcze chce, po tylu latach…” Mówiąc „po tylu latach ” miał na myśli okres 11 lat. On jest wyznawcą ideii, że przy jednej dziurze nawet kot zdechnie, upraszczając nieco. Zwyczajnie, bycie z jedną osobą i seks tylko z nią, nie mieści mu się w głowie. Rozumiem go, nie on jeden tak ma.

Sama kilka lat temu nie wyobrażałam sobie, że „wytrzymam” z kimś tyle lat, i będę chciała więcej. Gwoli ścisłości muszę przyznać, że wierność wcale nie przychodzi mi łatwo. Ale być może z powodu tego, że z niejednego pieca chleb jadłam, potrafię docenić związek, w którym jestem. Kiedyś, wypełniając ankietę na temat aktywności seksualnej, i wpisując Polskę jako kraj zamieszkania, wyszło mi, że … dość rozpustna kobieta ze mnie. Wpisując te same dane, ale podając USA jako „żerowisko”, spokojnie mieściłam się w normie.

Wracając do monogamii… Wiecie, że nie jestem jej orędowniczką. Uwazam, że nie leży w naturze czlowieka, co zresztą wielokrotnie wcześniej powtarzałam, ale każdy musi zdecydować samodzielnie, co dla niego najlepsze. Żyjemy w takim swiecie, że nie mozemy kierować się wyłącznie tym, że lubimy czuć dwa języki na kutasie, bądź kilka członków penetrujących cipkę podczas jednego wieczoru. Niestety, albo na szczęście.

Sezon w pełni

Sezon w pełni, latorośl poleciała na wakacje do taty, chata wolna. Przy okazji udowodniłam, że posiadam niebywałą siłę perswazji. Przekonałam przystojnego blondyna z Lufthansy, że nie jest wielkim przewinieniem, by na lot do Europy, jako dokument podróżny przedstawić nieważny od miesiąca paszport. Do tej pory nie potrafię zrozumieć, jak tego dokonałam, liczy się fakt, że najbliższe dwa miesiące mamy tylko dla siebie.

Skoro sezon otwarty, to nie mogło obejść się bez eksperymentów. Po krótkiej inspekcji Szafy Pełnej Skarbów, wpadły mi w rece dwa, jeszcze niewypróbowane drobiazgi. Nie pozostaje nic innego, jak oznajmić wszem i wobec: stałam się wielbicielką cock rings, czyli kutasowych pierścieni 😉 Takie małe, a potrafi robić cuda… Założone na członek w półwzwodzie, w ciągu kilku sekund zamienia przedmiot pożądania w twardego jak kamień potwora. A jeśli jeszcze pierścień wyposażony jest w gumowe wypustki, to nie dość, że cipka zachwycona, to i łechtaczka pieje z radości. Pomyśleć, że na początku podchodziłam do tego jak pies do jeża, pełna niedowierzania i wątpliwości.

Pleasure Chest Stretchy Pleasure Ring

Skoro jesteśmy przy intensyfikacji doznań, to wypada wspomnieć o żelach stymulujących łechtaczkę. Jeśli ktoś lubi mniej, bądź bardziej intensywne szczypanie, powodujące bardzo przyjemne uwrażliwienie clitoris i przyległości, oraz orgazm bedacy jak erupcja wulkanu, rozchodzący się falami po całym ciele – powinien sięgnąć po ten preparat. Na rynku amerykańskim jest ich spory wybór, od działających delikatnie, po super mocne o obiecującej nazwie Atomic.

Sliquid Stimulating O Gel

Jak wiadomo, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą… Warto pomyśleć zawczasu, o jakimś planie na wypadek… wypadku własnie. W ogromnej naiwności swej wierzyłam, że prezerwatywy pękają tylko dzieciakom. Pewnej nocy, w ciągu jednej sekundy zrewidowałam pogląd na ten temat. Widać, w szale namiętności różne rzeczy się zdarzają. Dlatego warto być przygotowanym na tego rodzaju niespodziankę. Wybawianiem jest tutaj tzw pigułka „po” – należy ją zażyć w ciągu 72 godzin, im szybciej tym lepiej. Najlepszym wyjściem jest posiadanie tego preparatu na wyposażeniu apteczki, wtedy odpada gorączkowe poszukiwanie lekarza, który wypisze receptę, oraz apteki. Po raz kolejny odwołam się do amerykańskich realiów – pigułka po, zwana tutaj planem B, jest dostępna bez recepty dla każdej kobiety, która skończyła 17 lat. Nikt nie zadaje pytań, a jeśli masz ubezpieczenie, to pokrywa ono zakup w stu procentach.

A w planach…  małe uzupełnienie Szafy Pełnej Skarbów oraz wyprawa na Fire Island w celu eksploracji tamtejszych plaż,  na których wszystko wolno. Jak ja kocham lato!

Seks biznes, czyli spełnianie marzeń

Kryzys, recesja, załamanie koniunktury – te słowa słyszymy ostatnio bardzo często w odniesieniu do miłościwie panującej nam księżnej ekonomii. Każdy radzi sobie jak może, kreatywność i nieszablonowe myślenie są dziś bardziej niż kiedykolwiek pożądane. Trudna sytuacja ekonomiczna nie oszczędza żadnej branży, ale szeroko rozumiany seks biznes się nie daje.

Skoro mowa o kreatywności, to natknęłam się ostatnio na… parę specjalizującą się w spełnianiu fantazji erotycznych.

Uprowadzenie, tortury, gwałt, role play: rodzic – dziecko, uczeń – profesor, doktor – pielęgniarka, szef – sekretarka; medical bondage, intensywne badanie ginekologiczne i wszelakie wariacje w temacie wizyty u lekarza, elektro-tortury, etc. Do wyboru, do koloru. Deklarują, że jeśli czegoś brak w powyższej liście, wystarczy zapytać, a zrobią wszystko, by spełnić marzenie zleceniodawcy.

Nie ma to nic wspólnego z prostytucją, chodzi stricte o realizacje fantazji. Nie mam pojęcia, jak ów project prosperuje w ramach prawnych, ale przypuszczam, że nie robią tego „na dziko”,  i wprowadzenie pomysłu w życie poprzedziła niejedna wizyta u prawnika. Jak to mawiają w krainie wielkich możliwości: better be safe than sorry (lepiej się zabezpieczyć niż żałować).

Pomysł jest świetny, zastanawiałam się nad możliwością przeniesienia go na grunt Polski 😉 Obawiam się, że rodacy jeszcze nie dojrzeli do tego, że nie wspomnę o podejściu prokuratury i otoczce prawnej, klasyfikującej wspomniane formy aktywności jako coś z gruntu złego, wymagającego penalizacji.

Chwytam się jednak nadziei, że nie od razu Kraków zbudowano…

Ślub w Wielkim Jabłku?

Ślub w Nowym Jorku? Jak najbardziej! Tyle, że mowa o związku małżeńskim osób tej samej płci. Po wielogodzinnej debacie, projekt ów przeszedł stosunkiem 33 do 29 głosów. Pod koniec lipca 2011 roku prawo to wchodzi oficjalnie w życie. Tym samym stan Nowy Jork dołącza dumnie do Connecticut, Iowa, Massachusetts, New Hampshire, Vermont, oraz District of Columbia – w tych stanach małżeństwa homoseksualne mają identyczne prawa jak tradycyjne związki małżeńskie.

Istnieje nadzieja, że podobnie jak w przypadku „zwykłych” ślubów, będzie możliwe zawieranie ich przez przebywających tutaj turystów. Inna sprawa, to wpis takiego związku do ksiąg w Polsce. Może być przy tym wiele zabawy…

Z drugiej strony, powstaje pytanie: skoro obywatele Polscy mogą rejestrować związki zawarte w USA w ojczystych USC, to jak rodzimi urzędnicy będą tłumaczyć wybiórcze traktowanie bądź co bądź legalnych aktów małżeństwa?