Masochistka w sosie własnym

Najtrudniej jest zacząć. Siadam i straszy biel monitora. Wpatruję się w pulsujacy kursor jakby był moim suflerem. Zdawało się, że zdania same  zaczną płynąć, jedno za drugim.  To jeszcze nie ten moment, on nadejdzie później. Pojawi się z nienacka, jak to ma w zwyczaju, i męka stanie się przyjemnością. Dokładnie tak, jak w życiu.

Czego ci brak? – zapytał mnie ktoś ostatnio, spodziewając się zapewne, że zacznę narzekać. Poddałam błyskawicznej analizie swą skromną osobę oraz okoliczności przyrody, w jakich przyszło wieść żywot… i zaskoczna odpowiedziałam, że mam wszystko, jestem szczęśliwa. Niebywałe, wiem.

Przez lata nie chciałam/nie potrafiłam zaakceptować faktu, że szczęście to stan umyslu. Szukałam go wszędzie, tylko nie w sobie.

Jestem wolna. Juz nie uciekam. Nie pragnę konfrontacji, ale postawiona w sytuacji bez wyjscia…

W słuchawce odezwała się Przeszłość. Po latach, zadzwoniła jak gdyby nigdy nic. Przetrawiłam, przemyślałam, ochłonęłam, zapomniałam, ale za nic w świecie nie chcę tam wracać. Nie mam przyjemności zaprzyjaźniać sie z byłym oprawcą. Lubię cierpieć, wszak głośno proklamuję swe masochistyczne ciągoty, ale… Przeszłość nie zna safe word. Kontakt z nią grozi poważnymi obrażeniami. Osoby z tego rodzaju patologicznym zaburzeniem osobowości są bardzo niebezpieczne. To doskonali manipulatorzy, potrafią cudzymi rekami robić innym straszne rzeczy.

Odłożyłam sluchwke, prosząc by nie dzwoniła do mnie więcej.

Noszę w sobie jedno jedyne pragnienie, związane z Przeszłością. Chciałabym, patrząc jej w oczy, opowiedzieć o swoich upodobaniach seksualnych. O tym, że lubię być bita, bo to wyraz troski i miłości, a ta bez zadawania bólu nie istnieje. Zobaczyć wyraz jej twarzy… Chore? A czy kiedykolwiek twierdziłam, żem zdrowa? Jestem tylko produktem ubocznym najważniejszej komórki społecznej, jaką jest rodzina. Zgniłym jabłkiem, które stanęło okoniem. I nie żałuję.

Normalność? Nie oczekujcie jej ode mnie. Oprócz złości, niewiele czuję. Złość daje mi energię potrzebną, by codziennie rano wstać z łóżka, wyjść z domu i zmieniać rzeczywistość. Te jej elementy, z którymi sie nie godzę. Taki napęd. Podobnie jak ambicja.

Nie ufam ludziom, przekonałam się, że zawodzą. Nawet ci najważniejsi. Jedyna stała niezmienna to Właściciel… choć i tu nigdy nie zaufam w stu procentach. Ale On jest, trwa niezmiennie, troszczy się o mnie i moje potrzeby. Jedyny mężczyzna, któremu mogę bez ceregieli przełożyć się przez kolano, a on nie zadaje zbędnych pytań. A kiedy pierwsze, co pada z moich ust po przebudzeniu, to „znalazłam   zdjęcie świetnego wiązania, obie dziurki wyeksponowane, nie mam szans ucieczki czy uniku”  – nie patrzy na mnie, jak na nawiedzoną wariatkę.

Łączy nas seks. Nie wspólne dzieci, kredyty czy inne zobowiazania, a seks. Mistyczna cielesność, która pozwala wejść na wyższy poziom odczuwania. Dla niej jesteśmy gotowi poświęcić wiele. Pod względem seksualnego dopasowania jesteśmy kompatybilni do tego stopnia, że właściwie niewiele więcej się liczy. Reszta to didaskalia…