Myślę więc jestem

Należę do tych, którzy kwestionują wszystko, niczego nie przyjmuję za pewnik. Stawiam pytania, szukam odpowiedzi, drążę, drażnię. Dociekliwość drażni, a ja nie daję się łatwo zbyć. Chcę wiedzieć dlaczego tak a nie inaczej, i kto tak wymyślił. Doprowadzałam tym mych rodzicieli już jako dziecko do białej gorączki.

W mojej głowie ciągle coś się dzieje. Kłębowisko myśli, pozorny chaos, ale gdy się wsłuchać, da się wyodrębnić i uchwycić szept myśli przewodniej. To komputer pokładowy przetwarza dane.

Nie zadawaj tyle pytań, nie dociekaj, nie interesuj się… Bywały tez ostrzejsze reakcje. Zadawanie niewygodnych pytań drażni, a stają się niewygodne, gdy dotykają spraw, wydawałoby się raz na zawsze ustalonych. Jak to, poddawać w wątpliwość uznany nam porządek świata?

Nie lubię generalizować, ale myślę że ludzie dzielą sie na trzy kategorie. Tych, co bezmyślnie „łykają” wszystko co im sie do głowy wtłacza – postawa najczęstsza, zaobserwowałam iż pewnym jednostkom myślenie sprawia ból. Dalej mamy tych, którym zdarzy się zwątpić, zatrzymać i zastanowić przez ułamek sekundy nad sensem otaczającego nas świata. Tylko na ułamek seksundy – natychmiast karcą samych siebie, że wszystko wszak juz było. Tej grupie szkoda czasu ma myślenie. No i ci ostatni – kwestionujący aktualne reguły gry w „Zycie i ład społeczny” szaleńcy.

Staram się poznać i zrozumieć. Zawsze. Tyczy się to wszystkich aspektów ludzkiej egzystencji. Im mroczniej tym lepiej.

„Nie staraj się wszystkiego zrozumieć” – usłyszałam od przyjaciela. Dla mnie to nieakceptowalne. Dzięki poznaniu i zrozumieniu mogę świadomie z tego czerpać. Inaczej to niemożliwe. To tyczy się wszystkigo, a zawiłości ludzkiej natury w szczególności.

Eksploruję, zgłębiam i badam swe sadomasochistyczne ciągoty. Od dawna. Z perspektywy czasu mogę dostrzec, że na początku byłam jak ten kurczak bez głowy, biegający po podwórku. Gdzieś dzwonili, coś czułam, momentami było fajnie, ale przeważającej części tego, co się ze mną działo nie rozumiałam. Czułam się zagubiona. Marzyłam, żeby ktoś przyszedł i wytłumaczył, że czuję się tak z takiego i takiego powodu. Nie umiałam zaakceptować tego co czuję, bo nie ogarniałam tego w sposób świadomy. Ktoś powie – idiotyczne. Być może dla wielu idiotyczne, ale nie dla mnie. Dla mnie życie to podróż w głąb siebie. Świadoma podróż.

Jedna z terii glosi, że nasze upodobanie seksualne (i nie tylko) są wypadkową tego, na co byliśmy narażeni/doświadczeni na różnych etapach dzieciństwa. Inna teoria glosi, że upodobanie do odczuwania bądź zadawania bólu nie ma nic wspólnego z okresem  wczesnego formowania się osobowości – ot, po prostu ktoś lubi dostac lanie jako osoba dorosła bo akutat tak ma, i ma co się doszukiwać drugiego dna.

Wierzę w „czym skorupka za młodu nasiąknie…” Z tego czym nasiąkłam, a co jako świadoma istota, z masochistyczną przyjemnoscią rozbiłam na milion kawałków i podstawiłam pod mikroskop, korzystam dziś świadomie. Dla niektórych pewnie to chore, rozdrapywać dawne traumy i przekształcać je w BDSM’owe scenariusze… Dla mnie to jeden z odcieni wolnosci – mogę, chcę, robię to świadomie i czerpię z tego nieziemską przyjemność.

Czasem nawiedza mnie straszna myśl: kim byłabym dziś, gdyby moje dzieciństwo było normalne?