Niebajka – pierwsze recenzje już są!

Wygląda na to, że Niebajka podoba się równie mocno, co Suka.

W sieci pojawiły się już pierwsze recenzje. Grzeszna Rahela u siebie pisze: Historie opisane przez GoodGirl pokazują, że czasem sięgnięcie dna, często niezamierzenie, jest potrzebne – tylko sięgając dna, ma się możliwość odbicia z całej siły od niego, by móc zacząć wszystko od nowa. Ta książka pokazuje, że życie to „Niebajka”, ale warto walczyć o siebie, swoje życie i szczęście, spełnienie bez oglądania się na innych, co niekiedy wcale nie przychodzi łatwo.

To dojrzała lektura. Trzeba przejść swego rodzaju katharsis, by później mieć odwagę napisać o takich sytuacjach, które miały miejsce w naszym życiu lub życiu innych, bliskich, znajomych nam osób. Niewiele osób potrafiłoby dokonać takich wyznań. Znam kilku ludzi, którzy przeszli piekło, dla nich jednak to jak znamię – czują wstyd i nikomu o tym nie mówią. Bez wątpienia GoodGirl pogodziła się i rozliczyła ze swoją przeszłością. Teraz z niej czerpie wielką siłę. I ma rację: „Suką się jest, a nie bywa” oraz: każdy z nas ma ciemną stronę.
A pod taką oto recenzją podpisała się Santa:
„Niebajka” jest napisana w blogowym rytmie, którym bije serce rozerotyzowanej słowami, w dużej mierze kobiecej części internetu. Jeśli więc ktoś oczekiwałby linearnego rozwoju akcji, fabuły jak z Harlequinów czy łatwej podniety, bardzo się rozczaruje. Przed czytelnika rzucone są posty w formie przemyśleń i wspomnień – to konwencja do której Goodgirl przyzwyczaiła nas już w „Suce”, choć nowa książka wydaje się być o wiele bardziej osobista. Autorka rozlicza się z traumami, własną historią oraz otaczającą rzeczywistością – z pazurem, odważnie, bezkompromisowo. Z jej słów wyczytać można płacz, krzyk, śmiech, a czasem usłyszeć napomnienie. Wszystko w formie pamiętnika masochistki-feministki, takiej, która już dawno wyszła z szafy. I choć w trakcie lektury można poczuć palące gorąco w podbrzuszu, to o wiele częściej dopada ciężar w okolicy serca, że życie to jednak nie-bajka.

Toksyczny zwiazek

„Na obiad proponuję pierś z kurczaka, z surówką i pieczonymi ziemniakami” – sms od Właściciela.

Wysiadam z metra, znajoma postać czeka przed stacją. Tak po prostu, zwyczajnie, żeby było mi milo.

Z podziemi wyciąga ulubione American Horror Story.

Pije grzane wino razem z moimi koleżankami. Naprawia im komputery, ratuje, gdy trzeba usunąć wirusy.

Wspiera, pomaga, jest kiedy go potrzebuję.

Przechodząc obok – dotknie, pogłaska, przytuli.

Zabiera na spacery po parku.

Bywa zazdrosny, władczy i potrafi obrazić się gorzej ode mnie.

Zwyczajny toksyczny związek.

 

 

Oczyszczenie

Jak opisać coś, czego nie da się nakreślić słowami? Stan, którego pragnie ciało, lecz umysł nie ogarnia. Szczególny wymiar, w którym nic więcej się nie liczy. Istnienie zostaje zredukowane do poziomu odczuwania.

Palce zaciśnięte na szyi, świst pejcza. Urywany oddech, powódź między nogami. Kolejne razy, bat tnie powietrze. Coraz bliżej, już prawie mogę dotknąć…

Oczyszczenie – rytuał niezbędny, by móc na powrót stawić czoła szarej codzienności, której proza zabija chęć życia. Lekarstwo na smutek i zniechęcenie. Zrzucenie starej skóry, ponowne narodziny, zmartwychwstanie. Powrót do grona tych, którzy znają oczyszczającą moc bólu.

Nasz osobisty egzorcyzm.

Proste

Zastanów się czego chcesz w życiu – motto na najbliższy czas.

Bardzo proste i cholernie trudne.

Stoję na rozdrożu.

Zaszufladkowano do kategorii psyche

Lalka

Masochistka, ekshibicjonistka, dumna suka.

Uległa, klękająca tylko przed Nim.

Zakochana kobieta, której trudna miłość za cholerę nie chce ze łba wywietrzeć.

Jego lalka.

 

Szczyt masochizmu

Jestem masochistką – oto jedna z etykietek, jaka można mnie obdarzyć. Zwykle, myśląc czy mówiąc o tym, nawiązuję do kwestii czysto fizycznej. Nie owijając w bawełnę – lubię, kiedy boli. Należę do grupy delikwentów, których kręci i podnieca pejcz znaczący skórę, klamerki zaciśnięte na sutkach, gorące krople wosku…  Ale to tylko jedna strona medalu. Ból fizyczny jest zwykle łatwy do przełknięcia – kwestia wytrzymałości i praktyki. Rzecz ma się zupełnie inaczej, gdy mowa o cierpiącej psyche.

Śmiem uważać, że my kobiety, do pełni szczęścia potrzebujemy wyznań i deklaracji. Nawet te, które zarzekają się, że romantyzm je mierzi i twardo stąpają po ziemi, nie dałyby rady całkiem bez – chyba, że są skrajnymi masochistkami. Wyobraźmy sobie związek, w którym nigdy nie padło „kocham cie”, „jesteś jedyna” czy „chcę z tobą spędzić resztę życia”. Nic z tych rzeczy, nawet nic, co byłoby temu bliskie.

Znam siebie na tyle, by wiedzieć dobrze, że do pełni szczęścia potrzebuję odpowiedniej dawki cierpienia. Nie za dużo, nie za mało, akurat tyle, by zaostrzyć, dopieprzyć do smaku. Paradoksalnie – potrzeba silnej osobowości, by wierzyć w to co czujesz i widzisz, nie poddawać tego w wątpliwość, z powodu braku werbalnych deklaracji.

Skrajny masochizm? Eee tam… ja myślę, że jestem najszczęśliwszą suką na świecie.

Bezwstydnie

Bezwstydnie muszę wyznać, że osiadłam na laurach. Dwie książki na koncie, całkiem udana sesja zdjęciowa – czego chcieć więcej?

Siedzę i z zadowoleniem spoglądam na efekty pracy. Przy każdym nowym projekcie obiecuję, że jeszcze tylko to, i dam sobie spokój. Odpocznę, na jakiś czas zniknę, wezmę urlop od wszystkiego.

I wiecie co –  nie umiem. Jakiś chochlik ciągle szepcze: może audiobook, może You Tube, może…

Zaszufladkowano do kategorii psyche

Krótki termin przydatności

Trwały związek? Trudny i nudny, wymaga cierpliwości i delikatności, oraz liczenia się ze zdaniem drugiej osoby. Na dłuższą metę to potwornie uciążliwe. O ile prościej żyć przyjemnością, zabawą, chwilą. Nie prać, nie prasować, wyrzucić i kupić nowe!

Trwały związek to ciężka praca, z jednej strony chciałoby się czuć płytko i żyć szybko, z drugiej – pewne bonusy są dostępne jedynie dla długodystansowców.

Nuda – śmiertelna choroba XXI wieku. Nic szybciej i skuteczniej nie zabije związku. Ciągle słyszę nieśmiertelne pytanie – co robimy ze sobą po 13 latach związku?

Jak to co? Macie wszystko czarno na białym na tej stronie 😉

Na szczęście, BDSM doskonale sprawdza się w roli szczepionki przeciwko nudzie.

Mind fuck

Powtarzając za Urban Dictionary:

To experience a situation which calls into question the way your mind currently sees a certain idea or the world in general. Such an experience usually leaves the person stunned/speechless while he/she begins wrapping his/her mind around the new idea.

Osobiście nie lubię, nie umiem, nie bawię się. No dobra – bawię, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi – zwykle ktoś decyduje o zabawie za mnie. By zrobić krzywdę, wcale nie potrzeba siły fizycznej. By rozjechać psyche, wystarczą odpowiednio dobrane słowa.

Zwykle nie generalizuję, ale w tym przypadku posunę się do śmiałego stwierdzenia – większość suk ma problem z regulacją i przetwarzaniem emocji. Szczególnie w chwilach, gdy bodźce emocjonalne są sprzeczne. Taka specyfika naszej natury.

Mind fuck ma to do siebie, że pieprzyc psyche można wszędzie, ta dyscyplina nie ma ograniczeń. To po prostu zaczyna się dziać, w najmniej odpowiednim momencie: na rodzinnym spotkaniu, w sklepie, wśród niczego nieświadomych ludzi.

Zastanawiajcie jest, że dominujący zdają się wybitnie gustować w tego rodzaju grach i zabawach, zaś relacja z wybraną suką wcale nie musi być seksualna. Znam sadystów lubiących przejechać mi psyche wyłącznie dla sportu , ponieważ mogą i to daje im to satysfakcję.

Później długo dochodzę do siebie, poddaję w wątpliwość własne myśli i odczucia, wizję świata i ludzi…

Skrzywdź mnie

Skąd bierze się potrzeba, by odrzucić dawno ustalony porządek i wypowiedzieć to, co przychodzi z takim trudem?

Skrzywdź mnie. Nie chroń, nie otaczaj opieką, nie wynoś na piedestał, tylko skrzywdź.

Po wszystko inne wystarczy wyciągnąć rękę, ale na spełnienie tej prośby trzeba sobie zasłużyć, udowodnić bycie godną poświęconego czasu i uwagi. Potwierdzić, że warto.

Skrzywdź mnie… i wiedz, że nic nie da ci takiej władzy nade mną, jak bycie administratorem cierpienia. Lepsze niż pas cnoty, całkowicie wyłącza pociąg ku innym samcom.

Władca absolutny, smycz trzyma krótko, rządzi niepodzielnie. Pójście na manowce nawet nie przychodzi na myśl.

Skrzywdź mnie… synonim szczęścia, lekarstwo na ból duszy.

Wyuzdanie?

Wyuzdanie? To nic innego jak dziewczęcość, połączona z doświadczeniem kobiety po przejściach.

Tak definiuję wyuzdanie. Swoje własne, bo na cudzym się nie znam.

 

Największy problem

Największy problem – brak problemow. Przerażające, gdy nagle nie ma czym się martwić, o co walczyć, tracić nerwy, płakać, kłócić się. Może lepiej nie starać się niczego rozwiązywać? Bo można się obudzić w świecie, gdzie wszystko jest tak, jak chcieliśmy.

I co wtedy pozostanie?

goodgirl 1

 

Zaszufladkowano do kategorii psyche