Fakty i mity

Fantazje to wspaniała rzecz. Bywa, że skłaniają nas do podniesienia jakości życia seksualnego, a gdy mamy dość tego, co tu i teraz, są świetną ucieczką. To właśnie fantazje zaprowadziły mnie tu, gdzie jestem dziś. Orgazmy, ktore przeżywam, kiedy On bawi się moim skrępowanym ciałem, są wynikiem ciekawości, która zrodziła się za sprawą owych marzeń seksualnych.

Czytacie ten tekst, ponieważ przywiodły was tutaj wasze fantazje. One sprawiają, że kuszeni wizjami seksualnego raju chcemy, bodaj w małym procencie, skosztować ich na jawie. Zaczynamy poszukiwać drogowskazów i często otrzymujemy sprzeczne informacje. Można się pogubić…

Mam kilka ulubionych mitów, postanowiłam podzielić się nimi z czytelnikami czterema najpopularniejszymi.

Mit Pierwszy. Sprawił, że poddawałam w wątpliwość czy to, w co się bawię to BDSM – Uległa musi postępować według reguł i stosować się do suczego protokołu. Przeczesywałam internet w poszukiwaniu wskazówek i co i raz natrafiałam na opisy rytuałów i formułek. Nie mogłam wyobrazić sobie siebie mówiącej pewne rzeczy, parsknęłabym smiechem. Nie czułam tego, bo to nie było moje zachowanie. Ale znajdowałam też podobieństwa. Chyba szukałam w ten sposób potwierdzenia swojej suczej tożsamości. W głowie miałam mętlik. Dopiero z upływem czasu zrozumiałam, że nie istnieje coś takiego, jak jeden zestaw praw, reguł czy kanon zachowań. Jesteśmy różni i dlatego niemożliwe jest stworzenie jedynego, uniwersalnego przepisu na BDSM. To, co podnieca jednych, drugich już niekoniecznie. Ludzie praktykują sadomasochistyczny seks pod różnymi szerokościami geograficznymi, pochodzą z różnych kultur, są częścią różnych społeczności. To, co uznaje za BDSM’owa normę mieszkaniec Wrocławia, może wyglądać zupełnie inaczej w Madrycie, czy Nowym Jorku.

Najbardziej bawi mnie, kiedy słyszę od osób, które bata w ręku nie miały, a naczytały się różnych baśni i legend, że powinno się zachowywać w taki, a nie inny sposób. Inaczej nie jestem prawdziwą suką. Szkoda słów.

Mit Drugi. Uległe nie mają potrzeb. Pomysł, że jedynie potrzeby dominującego są ważne i mają być zaspokojone, jest niedorzeczny. Przypuszczam, że wziął się on z przeświadczenia,  iż skoro w naturze suki leży potrzeba służenia, to będzie ona szczęśliwa i spełniona poprzez zadowolenie swego właściciela. Niestety, jako istoty niedoskonale nie możemy żyć samą miłością, potrzebujemy snu i jedzenia. Pozbawienie nas tego może byc katastrofalne w skutkach.

Mit Trzeci. Dominujący ma być zimny i nieczuły. Tutaj muszę wyznać, że jako uległa masochistka niesamowicie cenie sobie właśnie atencje, z jaką zajmuje się mną Właściciel. Uwielbiam tą swoistą intymność, tą więź, która nigdy nie powstałaby na drodze zimnego traktowania. Działam tak, że musi najpierw zostać nawiązana więź psychiczna, żebym mogła służyć komuś. Nie wyobrażam sobie spotkania z kimś na zimno, pierwszy raz i od razu sesja.

Mit Czwarty i ostatni. Submisywne kobiety nie należą do istot grzeszących inteligencją, dlatego potrzebują mastera, który nimi pokieruje. Ktoś w to wierzy? Niestety tak. Spotkałam się z tezami, że suka ma służyć ciałem, a myślenie wyłączyć, bo nie jest jej do niczego potrzebne. Komentarz pozostawię czytelnikom.

 

 

 

Monogamia jest passe?

Kiedy podzieliłam się z przyjacielem radością z powodu wolnej chaty i perspektyw jakie ona daje, usłyszałam: ” że też ci się jeszcze chce, po tylu latach…” Mówiąc „po tylu latach ” miał na myśli okres 11 lat. On jest wyznawcą ideii, że przy jednej dziurze nawet kot zdechnie, upraszczając nieco. Zwyczajnie, bycie z jedną osobą i seks tylko z nią, nie mieści mu się w głowie. Rozumiem go, nie on jeden tak ma.

Sama kilka lat temu nie wyobrażałam sobie, że „wytrzymam” z kimś tyle lat, i będę chciała więcej. Gwoli ścisłości muszę przyznać, że wierność wcale nie przychodzi mi łatwo. Ale być może z powodu tego, że z niejednego pieca chleb jadłam, potrafię docenić związek, w którym jestem. Kiedyś, wypełniając ankietę na temat aktywności seksualnej, i wpisując Polskę jako kraj zamieszkania, wyszło mi, że … dość rozpustna kobieta ze mnie. Wpisując te same dane, ale podając USA jako „żerowisko”, spokojnie mieściłam się w normie.

Wracając do monogamii… Wiecie, że nie jestem jej orędowniczką. Uwazam, że nie leży w naturze czlowieka, co zresztą wielokrotnie wcześniej powtarzałam, ale każdy musi zdecydować samodzielnie, co dla niego najlepsze. Żyjemy w takim swiecie, że nie mozemy kierować się wyłącznie tym, że lubimy czuć dwa języki na kutasie, bądź kilka członków penetrujących cipkę podczas jednego wieczoru. Niestety, albo na szczęście.

Seks biznes, czyli spełnianie marzeń

Kryzys, recesja, załamanie koniunktury – te słowa słyszymy ostatnio bardzo często w odniesieniu do miłościwie panującej nam księżnej ekonomii. Każdy radzi sobie jak może, kreatywność i nieszablonowe myślenie są dziś bardziej niż kiedykolwiek pożądane. Trudna sytuacja ekonomiczna nie oszczędza żadnej branży, ale szeroko rozumiany seks biznes się nie daje.

Skoro mowa o kreatywności, to natknęłam się ostatnio na… parę specjalizującą się w spełnianiu fantazji erotycznych.

Uprowadzenie, tortury, gwałt, role play: rodzic – dziecko, uczeń – profesor, doktor – pielęgniarka, szef – sekretarka; medical bondage, intensywne badanie ginekologiczne i wszelakie wariacje w temacie wizyty u lekarza, elektro-tortury, etc. Do wyboru, do koloru. Deklarują, że jeśli czegoś brak w powyższej liście, wystarczy zapytać, a zrobią wszystko, by spełnić marzenie zleceniodawcy.

Nie ma to nic wspólnego z prostytucją, chodzi stricte o realizacje fantazji. Nie mam pojęcia, jak ów project prosperuje w ramach prawnych, ale przypuszczam, że nie robią tego „na dziko”,  i wprowadzenie pomysłu w życie poprzedziła niejedna wizyta u prawnika. Jak to mawiają w krainie wielkich możliwości: better be safe than sorry (lepiej się zabezpieczyć niż żałować).

Pomysł jest świetny, zastanawiałam się nad możliwością przeniesienia go na grunt Polski 😉 Obawiam się, że rodacy jeszcze nie dojrzeli do tego, że nie wspomnę o podejściu prokuratury i otoczce prawnej, klasyfikującej wspomniane formy aktywności jako coś z gruntu złego, wymagającego penalizacji.

Chwytam się jednak nadziei, że nie od razu Kraków zbudowano…

Ślub w Wielkim Jabłku?

Ślub w Nowym Jorku? Jak najbardziej! Tyle, że mowa o związku małżeńskim osób tej samej płci. Po wielogodzinnej debacie, projekt ów przeszedł stosunkiem 33 do 29 głosów. Pod koniec lipca 2011 roku prawo to wchodzi oficjalnie w życie. Tym samym stan Nowy Jork dołącza dumnie do Connecticut, Iowa, Massachusetts, New Hampshire, Vermont, oraz District of Columbia – w tych stanach małżeństwa homoseksualne mają identyczne prawa jak tradycyjne związki małżeńskie.

Istnieje nadzieja, że podobnie jak w przypadku „zwykłych” ślubów, będzie możliwe zawieranie ich przez przebywających tutaj turystów. Inna sprawa, to wpis takiego związku do ksiąg w Polsce. Może być przy tym wiele zabawy…

Z drugiej strony, powstaje pytanie: skoro obywatele Polscy mogą rejestrować związki zawarte w USA w ojczystych USC, to jak rodzimi urzędnicy będą tłumaczyć wybiórcze traktowanie bądź co bądź legalnych aktów małżeństwa?

 

Seks przez wszystkie przypadki: strażnicy czystości i porządku

Wyziera bezczelnie z każdego kąta. Wychyla łeb ze wszystkich zakamarków. Nie daje się zignorować. Jest wszechobecny.

Seks. Szara rzeczywistość jest nim przesiąknięta. To lejtmotyw rozwoju dwunogiej małpy dumnie zwanej człowiekiem.

Środek wywierania nacisku, nagroda i kara. Zabierają głos w jego sprawie nawet ci, którzy nie powinni mieć wiele do powiedzenia. Politycy trzymają za pysk słabszą płeć, odbierając im prawo wyboru. Przecież gdyby pozwolić tym głupim kobietom robić co chcą, to jak ta Polska by wyglądała. Naród musi się rozrastać, nie wolno hamować przyrostu naturalnego w żaden sposób. Nie chcą po dobroci się rozmnażać, to my ich siłą namówimy. Przecież ktoś musi robić na naszą starość. Księża muszą mieć owieczki do pasienia, chrztów, komunii i innych egzorcyzmów. Homoseksualizm? A któż to widział! Z tego dzieci nie ma, więc namiestnicy Państwa Chrystusowego robią z nimi porządek. Spalić, wygnać, zetrzeć z powierzchni ziemi – niosą miłosierdzie i naukę Zbawiciela. Współczesna krucjata. Tylu wrogów, że nie wiadomo z kim najpierw zrobić porządek. Z innowiercami, gejami, ateistami czy żyjącymi bez ślubu? A co z tymi, co nie przyjmują księdza po kolędzie?! Dlatego potrzebne są religijne bojówki, sami pasterze nie dadzą rady wobec zalewu bluźnierców. A ile nowych miejsc pracy powstałoby!

 

Ewolucja

Zrobiłaś się odważniejsza, przestałaś myśleć, a zaczęłaś czuć – Właściciel.


Ewoluujemy całe życie, nigdy nie jesteśmy gotowym, skończonym produktem…

 

Estetyka szynki świątecznej

Przegląd znajomych blogów… i jak zwykle nie zawiodłam się. Uderz w stół… albo raczej nazwij rzeczy po imieniu, nie glaskajac przy tym po głowie dla złagodzenia impetu, i my, super tolerancyjni reprezentanci BDSM’owej niszy, ujadamy jak się patrzy.  To główny powód, dla którego omijam szerokim łukiem wszelkie fora, grupy dyskusyjne, i temu podobne miejsca. Z wlasnych doświadczeń wynoszę, że wystarczy zaprezentować poglądy odrobinę odstające od wizji forumowej grupy… i zamiast interesującej dyskusji, czas uplywa nam na obronie prawa do posiadania własnego zdania. Szkoda mi energii na bicie piany.

O gustach się nie dyskutuje, bo są tak bardzo różne, jak różni są ludzie. To tak, jakby próbować przekonać wielbicieli lodów czekoladowych, że wanilia jest lepsza. Całkowicie bez sensu. Ale równie bez sensu jest obsesyjne propagowanie chorej poprawnosci politycznej. Dlaczego? Bo efekt może być taki jak w USA 😉

Pamietam pierwszą wizytę w krainie szczęścia wszelakiego, blisko 9 lat temu. Odebrało mi mowę, gdy zobaczyłam ilość monstrualnie otyłych ludzi. Sporo podróżowałam wcześniej, i nigdzie nie spotkalam sie z czymś takim. Z biegiem czasu dostrzeglam, że jest jeszcze gorzej, niż wydawało mi się na początku. Grubi są utwierdzani w przekonaniu, że to jest norma. Nie używa się zwrotów mogących urazić ich uczucia, nikt nie nazwie rzeczy po imieniu, w obiegu są eufemizmy typu „troszkę cięższa/y” . Fajnie, nie uważam, że trzeba od razu krucjatę robić, ale przesada w drugą stronę jest niezdrowa. Efektem tego jest epidamia otyłości, a grubi rodzice od urodzenia przekonuja swe otyłe dzieci, że wszystko jest ok, bo tak wygląda większość. Tym sposobem mamy absurdalne sytuacje, gdy kobieta opalajaca się w mocno wyciętych majtkach (tongs), bądź dyskretnie topless, zostaje ukarana mandatem – po plaży jeżdżą patrole policji, pilnujące, by było poprawnie. Obok wielbicielki sznurka między pośladkami leży dwustukilogramowa ślicznotka, wystawiająca na działanie promieni UV swe wdzięki. Nieważne, że jej dessous wygląda jak monstrualne, rozciągnięte stringi. Samokrytycyzm? W USA otyli nie wiedzą co to znaczy.

Grube jest święte, nie wolno powiedzieć prawdy, by nie zranić uczuć, nie sprawić przykrości.  Skutki takiej polityki kosztują Amerykę fortunę.

Przeraża mnie wizja terroru politycznej poprawności. Rzeczywistość, gdzie nie masz prawa wyrazić własnej opinii, zamienia się w groteskę.

BDSM to nie Harry Potter ani Lord of the Rings

Upał sprzyja lenistwu, pisać się nie chce. Słupek rtęci pokazywał dziś 93 stopnie Fahrenheita. Mając wybór miedzy wizytą w St. Petersburgu, w muzeum Salvadora Dali, a stukaniu w klawiaturę, nie zastanawiałam się długo.
Podróże kształcą, tą prawdę wyznaję od dawien dawna… Można wiele się nauczyć o sobie samym, oraz namacalnie odczuć, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Zaś seks w plenerze, gdzie bardziej niż na gapiów, należy uważać na panterę albo aligatora, zabiera uczestników w inny wymiar 😉 Gdyby tylko komary tak nie gryzły…
Podsumowując,  jest po prostu wspaniale. No,  prawie,  bo dziś pewien uroczy młodzieniec postanowił wystawić cenzurkę mojej uległości. Jestem lekko skonsternowana, gdyż wolę czyny od słów, a nade wszystko nie cierpię regułek, przepisów i przykazań. Momentalnie do przed oczami staje mi Harry Potter i hobbici. W chwili, kiedy ktoś zaczyna przystawiać szablon, by sprawdzić, czy wszystko pasuje zgodnie z normą, wstępuje we mnie diabeł.
Sytuacja banalna, ktoś zaczepił mnie w miejscu totalnie nie klimatycznym (facebook) i oczekiwał,  że skoro jestem suką, to od razu zacznę merdać ogonem i pokazywać podbrzusze. Tyle że,  stosując psią nomenklaturę,  z miejsca zjeżyła mi się sierść na karku. Jako istota naiwna i uparcie wierząca w czystość intencji samców z gatunku homo sapiens, tłumaczę sobie, że delikwent młody (30 lat), ma więc ma prawo do czarno – białego spojrzenia na świat.

I tu pragnę zwrócić się do czytelników, ciekawią mnie bardzo wasze opinie.

Czy naprawdę, prawdziwe BDSM (jesssu, jak ja nienawidzę zwrotu ‚prawdziwe bdsm’) to właśnie to, z „magicznymi” zaklęciami, formułkami wyklepanymi na pamięć i wycieraniem podłogi własnym ciałem przed każdym mężczyzną, który raczy zaszczycić mnie uwagą? Czy naprawdę uległa kobieta powinna płaszczyć się z zasady, bo pokora to kwintesencja uległości?

Jeśli jednak uznacie, iż wspomniany pan miał rację, pozostaje mi jedno. Oswoić się na dobre z myślą, że coś ze mną nie tak. Na koniec wyznam jeszcze, że niesamowicie dobrze mi z ‚moją’ wersją BDSM.

Wasza goodgirl

Sama tego chciała…

Czasem zdarza mi się trafić na coś, co autentycznie poraża debilizmem. W celu dowartościowania ich autorów powinniśmy przyznawać odznaczenia dla inteligentnych inaczej.

Koleżanka ma darmową prenumeratę Cosmopolitan’a  i regularnie mi podrzuca, a następnie porównujemy znalezione w tym ambitnym periodyku perełki.

Na specjalne wyróżnienie zasłużył tekst, który brzmi tak:

Kobieta powinna zrezygnować z inicjatywy w łóżku, aby nie wyjść na zbyt doświadczoną, do momentu, aż uzyska status oficjalnej partnerki. Przez zbytnią śmiałość podczas seksu może zostac uznana, za kogoś, kto nie jest materiałem do poważniejszego związku.

Poważnie?! A ja myślałam, że tylko moja babcia pielęgnuje podobne poglądy. Tego typu rady wyrządzają jedynie krzywdę. W życiu bym nie wpadła na pomysł, że udając kłodę drewna zyskam szacunek w oczach mężczyzny. To jednak jest niczym w porównaniu z poniższym.

Drugi hit zdążył już odbić się szerokim echem w świecie, wywołując zdecydowane protesty. Mowa o pogadance przeprowadzonej w kampusie jednego z uniwersytetów przez stróża prawa, a traktującej o napaściach na tle seksualnym. Pan ów, mimo iż przestrzegano go przez konsekwencjami tego rodzaju wypowiedzi (do czego z rozbrajającą szczerością się przyznał), wyznał, że jeśli nie chcemy zostać zgwałcone, nie powinnyśmy się ubierać jak… dziwki.

Od kiedy wygląd daje komuś prawo do dywagacji, czy zasłużyłam by zostać ofiarą napaści? Aby wyglądać jak wspomniana dziwka, w niektórych kręgach kulturowych (tak, w nowoczesnej Ameryce) wystarczy… założyć spodnie, albo mieć odkryte włosy.

Żeby  bylo śmieszniej, w ostatnich dniach weszła na wokandę sprawa dwóch nowojorskich policjantów, oskarżonych o gwałt na kobiecie, która zwróciła się do nich o pomoc (link) . Nie przeszkadzało im ani trochę, że panna leży … we własnych rzygach. Tłumaczyli się, że chcieli tylko poprawić jej samopoczucie.

Świat wokół nie przestaje mnie zadziwiać…

 

 

Samo zło

I know what they don’t wanna tell you
Just hope you’re heaven sent and you hell proof
I’ll walk up in the world and cut the lights off
And confidence is the stain they can’t wipe off
My word is my pride
But wisdom is bleak, that’s a word from the wise
Served to survive, murdered and bribed
And when it got too heavy, I put my burdens aside *

Ty jesteś samo zło – usłyszałam od nowej koleżanki taki oto komplement. Dopuściłam blisko, uchyliłam rąbka tajemnicy, pokazałam prawdę. Tylko na chwilę, wystarczyło. Niektórzy ludzie mają w sobie coś, co sprawia, że wyłazi ze mnie to, co zawsze jest ukryte. Taką mnie, znają bardzo nieliczni. Ona ma właśnie to coś. Wiedziałam, że się nie wystraszy. Wiedziałam? Powiedzmy, że intuicja mnie nie zawiodła.

Ci, którzy podeszli blisko bestii, zawsze wyrażają zdziwienie. Jak to tak? – dziwią się. Przecież mówiłam, że jestem wilkiem w owczej skórze.

Niektórzy potrafią obudzić we mnie to, co śpi snem twardym. Ludzie zwykle popełniają błąd, ślepo wierząc w to, czego ich uczono. Zło jest zawsze złem, dobro jest tylko dobrem. Życie nauczyło mnie, ze nic nie jest tylko czarne, bądź białe. Biel potrafi przerodzić się w wiele odcieni szarości, by znów stać się niewinnością. Tak samo czerń. Nigdy nie jest nieprzenikniona. Choć może to mnie nie było dane spotkać tej nieprzeniknionej? Raz byłam bardzo blisko. Tak blisko, że długo nosiłam bliznę po nożu na ramieniu.
Niezależnie, czy nam się podoba, czy nie, świat nie jest czarno-bialy, byłoby nudno i przewidywalnie. Pojedynczy dobry uczynek nie definiuje, nie jest dowodem na nic.

Złego diabli nie biorą… powtarzam w myślach, leżąc w łóżku chora. Za dużo wszystkiego, jechałam na debecie, organizm się upomniał, zażądał spłaty długu. Natychmiastowej. Romantycznie byłoby powiedzieć, że rozchorowałam się z tęsknoty… ale trzymajmy się faktów.
I nawet znienawidzony pryncypał zadzwonił, akurat mając przebłysk człowieczeństwa, z pytaniem jak się czuję i czy nie potrzebuję pieniędzy. Co wcale nie czyni go automatycznie dobrym człowiekiem…

*cytat z Drop the World by Lil Wayne

Pies ogrodnika

Chris jest windowym w budynku na Manhattanie. Praca stała, dobra, pewna – coś niemożliwego do osiągnięcia na Dominikanie, skąd przyjechał. Obsługując windę może bez przeszkód wysłać co miesiąc żonie przyzwoitą sumę na utrzymanie jej i trójki ich dzieci.

Niespodziewanie, pewnego dnia przepadł. Zniknął jak kamfora, nikt nie miał pojęcia co się z nim stało. Nie było go trzy dni. Czwartego, skruszony, wymizerowany, wrócił. Poszedł prosto do przełożonego i zaczął go zaklinać, by dal mu szanse, że takie znikniecie się nigdy więcej nie powtórzy. „Przynajmniej wyjaśnij, co się stało, Chris. Wyglądasz okropnie… ” – rzucił szef.

Mężczyzna zwinął się, jakby otrzymał silny cios. Nabrał powietrza, zebrał się w sobie i wydusił: „Dowiedziałem się, że moja żona ma kochanka!”.

„Przecież ty jej nie widziałeś od dziesięciu lat, więc w czym problem?! A ty co, sam święty jesteś?”

„Ja to co innego” – wyjaśnił Chris oburzony, jak można tego nie rozumieć. „Ona jest matką moich dzieci!” – wykrzyknął.

Zabawne jest, że ludzie, niezależnie od miejsca pochodzenia, w pewnych kwestiach myślą identycznie. Mieszkający w USA Polacy również uparcie kultywują opisaną powyżej tradycję podwójnych standardów moralności. Efekty bywają nadzwyczaj komiczne.

Lizak

 

 

Lizak, lodzik, blow job, francuz, konfesjonał – to wersja klęcząca – wiadomo o co chodzi: seks oralny, aktywność pożądana przez większość mężczyzn. Co do kobiet… tu zdania są podzielone: część uważa to za najbardziej intymną formę bliskości, wyraz całkowitej akceptacji partnera, ale są też panie, które widzą w tym poniżenie kobiety i samczy szowinizm. Wiele zależy od tego, jak wyglądało nasze pierwsze spotkanie z penisem.

Początki… Z dzieciństwa bardzo wyraźnie pamiętam fascynację sikającymi na stojąco chłopcami. Długo nie wiedziałam, na czym dokładnie polegają różnice w budowie anatomicznej. Byłam przekonana, że wszyscy potrafią sikać na stojąco, tylko ja jedna nie. Myślałam: „może coś robię źle, może coś trzeba wyciągnąć, żeby się dało”. Uśmiecham się, kiedy o tym teraz myślę. Przypominają mi się moje niezliczone próby. W końcu ktoś się zlitował i wyjaśnił kilkulatce, że wszystko z nią w porządku. I, że nigdy nie nauczę się sikać na stojąco. Uświadomiona, straciłam zainteresowanie tematem rozporka na długo.

Kiedy, jako nastolatka przed inicjacją, stanęłam oko w oko z kutasem, byłam jak sparaliżowana. W czasach sprzed Internetu, wychowywana w ultra pruderyjnym domu, nie miałam najmniejszego pojęcia o tym, jak wygląda ów organ u dorosłego mężczyzny, a co dopiero, co z nim robić. Wziąć do ust? Fuj! Bałam się go dotknąć, brzydziłam się. Przyglądałam mu się z niepokojem, był jak żyjący samodzielnie twór, którego nie znałam i obawiałam się.

Cóż począć, nie byłam łatwym przypadkiem. Odbyłam daleką podróż: od obrzydzenia i strachu, przez akceptację, aż do absolutnego uwielbienia.

Przekonałam się, że nie ma gorszego, albo jak kto woli, skuteczniejszego sposobu, na obrzydzenie partnerce seksu oralnego, niż egoistyczne żądanie tego. Będzie robić wszystko, byleby tylko uniknąć tej przykrej aktywności/powinności/obowiązku.

Niestety, mężczyzn reprezentujących wyżej opisaną postawę nie brak. Nie widzą związku, między „oswojeniem” kobiety z seksem oralnym, a własną przyjemnością. A przecież to oczywiste.

Dobrze, z zaangażowaniem wykonany lód, potrafi wynieść obdarowanego nim na najwyższe szczyty, wysłać na najdalszą orbitę przyjemności. Super byłoby, gdyby każdy facet oczekujący ekscytującego oralu, był w stanie konkretnie wyjaśnić partnerce czego chce, co gdzie i jak lubi. Jak dotąd, nie wykształciła się u samic homo sapiens umiejętność czytania w myślach i naprawdę nie wiemy, który z was lubi mocne zasysanie, a który woli czuć wyraźną pracę języka. Wiemy za to, że zaangażowana partnerka to prawdziwy skarb. Poprowadzona odpowiednimi wskazówkami, pochwalona po pierwszych sukcesach, będzie się tym bardziej starać. Wie dobrze, że tylko praktyka czyni mistrza, więc – ku zadowoleniu partnera – ćwiczy, zachęcona tym jedynym w swoim rodzaju wyrazem jego oczu po. Po jakimś czasie już wie, rozumie i rozpoznaje każde drgnięcie kutasa pod językiem. Zaczyna rozumieć jego mowę.

Swoją drogą, w moim odczuciu, pieszczoty genitaliów językiem są aktywnością niezaprzeczalnie zwierzęcą. Pierwotna chuć z zamierzchłych czasów, gdy żyliśmy w hordach, a ogień zsyłali nam bogowie.

 

Lubię czasem odłożyć człowieczeństwo na półkę, zabieg ten bywa skuteczniejszy niż psychoterapia. Bez człowieczeństwa nie ma wstydu, zahamowań ani autocenzury.

 

 

Skurwysyn potrzebny od zaraz

Dlaczego kobiety wolą skurwysynów? Bo się z nimi nie nudzą – właśnie tak, krótko i po męsku wyjaśnił mi to zagadnienie Właściciel.

Skądinąd wiadomo, że temat ów jest zagwozdką dla wielu. Szczególnie tych, którzy są normalni, mili, grzeczni, otwierają przed kobietą drzwi i puszczają ją przodem. Zwykle około trzeciej randki są spławiani.

Dlaczego? Ano dlatego, że nikt nie ceni szczególnie tego, co przyszło mu łatwo, zostało podane na tacy. Prawo natury, nie ma sensu dorabiać do niego jakiejś głębokiej ideologii. Sama, jako szczenię przed dwudziestką zwykłam wystawiać swoich wybranków na test. Sprawdzałam czy, jak szybko, i w jakim stopniu pozwolą sobie wejść na głowę. Pozwalali, ja zaś, rozczarowana, ciapowatą miękkość uznawałam za brak charakteru i wystawiałam ich za drzwi. Pewnie nie jestem jedyną, która nie lubi gdy jest mdło, grzecznie, budyniowo. Nadmiar słodyczy wywołuje torsje.

Wszyscy wiemy, że przeciwieństwa się przyciągają – stąd fenomen grzecznych panien i niegrzecznych chłopców. Grzeczne mają powyżej dziurek w nosie poprawności, a ich porządność przyciąga tych, co lubią łamać tabu. Znacie coś bardziej podniecającego niż psucie, sprowadzanie na złą drogę? A dobrze ułożona młoda kobieta z rozkoszą pozbędzie się krępujących ją ograniczeń wychowania. Jeśli tylko ma na kogo „zwalić winę”. To uwalnia ją od odpowiedzialności za rozbuchaną cielesność, której pozwoliła dojść do głosu. Nie przygniatane poczuciem winy podniecenie, wynosi je na wyżyny, zabiera tam, gdzie nigdy wcześniej nie dotarły. A może tak naprawdę nigdy grzeczne nie były, tylko udawały, dostosowując się do stereotypowych oczekiwań?

Chodzi o nieprzewidywalne. To niewypowiedziane coś, czego nie da się nazwać. Tego szukamy w łobuzach, kobieciarzach, sadystach, masterach i panach.

Po jakimś czasie, w upojonych serotoniną mózgach grzesznych dziewczynek rodzi się myśl: a gdyby tak udomowić Skurwysyna?