Let’s play

Babylon Entertainment presents the 4 Year Anniversary of
PERSONAL ORGASM VIEW * GOLD & BLACK HARDCORE FETISH
*HOT & KINKY SHOWS – SEXXXY EVENT FUN ALL NIGHT*

>Venus Pain – Body Piercings & Fetish Play!
>Skye & Vlad Eros Fyre – World Famous Fire Performers!
>Gentleman Joker – Violet Wand, Rope Play, Spankings, Candle Waxing, Flogging, Knife Play and more available upon request!
>Kirkworx – U/V Black-lite & erotic face & body painting!
>Magic Carpet Rides provided by: Georgio Carpet
>Custom Fangs by New Age Modifications

Nowy Jork nigdy nie zasypia, któżby więc czekał na weekend, aby poddać swe zmysły stymulacji. Tym sposobem w środku tygodnia, odbyła się całkiem przyjemna impreza. Miło było do tego stopnia, że zapomniałam z baru karty kredytowej… która jednak wróciła do mnie kilka dni później, nietknięta.

Z ciekawostek –  można było robić zdjęcia (!), zaś na jedną damę przypadało 3 mężczyzn … co za tym idzie, nie brakowało podnóżków, czyścicieli obuwia oraz osobników proszących, aby dać im w twarz. Ze wszystkich dostępnych opcji z ochotą skorzystałam i, odrobinę skonsternowana oraz mocno zaskoczona, pragnę wyznać – drzemią we mnie pewne pokłady sadyzmu. Temat wart głębszego poznania.

A na to, by opisać Sky Claudette Soto i to, co robiła z ogniem, zwyczajnie brak mi slow. Wiem tylko, że odkryłam nowy fetysz.

sky 5

sky 3sky 2

Dialog z blondynką

Kolega: a jak Ty się realizujesz ostatnio?

Ja (szczerze jak zawsze): po wczorajszym analu, na tyłku nie mogę usiąść i czuję każdą komórkę ciała…

Chodzi mi głównie o twórczość,bo że tak powiem, jądro tematu jest dla mnie jasne – doprecyzował Kolega, a ja oblałam się pąsem.

Wyznania dotyczące seksu wypływają z mych ust z nadmierną lekkością… jak przystało na książkowy przykład, wycofanej seksualnie pensjonarki.

Ci, co wiedzą najlepiej

Lubię rozmawiać z ludźmi, którzy stymulują mnie intelektualnie. Nie lubię, kiedy próbują  mi wmówić, że ich prawda jest jedyną słuszną.

Może taka moja natura, kiedy ktoś próbuje mi coś narzucić, nie potrafiąc przy tym poprzeć tego racjonalnymi argumentami, to zwyczajnie krew się we mnie zaczyna gotować.

Chcemy być wszędzie, wszystkim, sprostać dziesiątkom ról  Bawimy się w trójkąty  swingi, przesuwamy granice wrażliwości. Tylko, czy aby na pewno jesteśmy przez to lepsi? I czy wszyscy musimy to robić? A jak ktoś nie chce, to jest gorszy? Argumenty w stylu „ja przynajmniej mogę się realizować z partnerką” do mnie nie trafiają  Bo co, ja taka biedna niezrealizowana jestem? Dziwne, bo odnoszę wrażenie, iż realizuję się czasem aż za bardzo. Uważam, że nie muszę w tym celu rozkładać nóg przed każdym, ale przecież już kiedyś wspominałam, że staroświecka jestem więc i poglądy mam niedzisiejsze.

Żałuję tylko jednego – że przegapiłam moment, kiedy wyznacznikiem zrealizowania stała się ilość członków przepuszczonych przez tyłek partnerki.

Z innej planety

Nigdy nie oceniam, zawsze staram się zrozumieć – takie motto przyświeca mej nędznej egzystencji. Ale im bardziej próbuję zrozumieć, tym smutniejsze myśli mnie nachodzą.

Mam znajomego, z Izraela, choć kraj pochodzenia tu akurat nie gra roli. Znajomy ma 34 lata, żonę  trójkę dzieci i trochę kasy. Ow mężczyzna posiada także sprecyzowane poglądy na temat tego, jak chce by funkcjonował jego związek  Nie potrafiłam ukryć zdziwienia, kiedy opowiadał  jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, że ma z żona umowę  wedle której, w sytuacji kiedy ona, z takich czy innych względów (ciąża, połóg, choroba) nie może być kompatybilną partnerką seksualną, on może bez wyrzutów sumienia i za jej wiedzą „zjeść obiad gdzie indziej”. Przyznaję, uniosłam lekko brwi, rzeczona postawa nie jest szczególnie popularna. (Więcej wyznawców ma postawa odrobinę inna, którą przytoczę za moment) Wyjaśnił chłodno, że takie podejście jest uczciwe względem obu stron – on zaspokaja potrzebę fizjologiczną, jaką jest spuszczenie z krzyża – bez dorabiania do tego zbędnej ideologii, ona wie o sprawie i jest spokojna, że chodzi tylko i wyłącznie o seks, a nie życiowe przemeblowania z powodu dupy. Sytuacja jasna, obie strony wiedzą w co grają. Fair play.

Mam znajomego rodaka, w wieku podobnym do wyżej wspomnianego. Podobnie jak wcześniej, jest żona i kasa, niedawno przyszło na świat pierwsze dziecko. Podobne jest też podejście do seksu:

„U facetów seks to fizjologia, mężczyzna musi się spuścić” – mawia kolega.

Rozumiem i nie mam z takim podejściem problemu. Jestem świadoma, że u kobiet to także w większości fizjologia (tylko inne hormony nam graja). Sama mam tak, jeśli mnie Właściciel dobrze i wystarczająco często nie zerżnie zbada, to niedopieszczona, potrafię mimowolnie przelać frustracje seksualne na najbliższe otoczenie.

Jakież było moje zaskoczenie, kiedy w odpowiedzi na pytanie, czy swą filozofią podzielił się z życiową partnerką, po drugiej stronie spotkałam śmiech.

Moje nieśmiałe „wydaje mi się, że to kwestia uczciwości i dojrzałości, ale może się mylę i zbyt wiele wymagam od mężczyzn…” spotkało się z ciszą  drugiej strony.

Zawsze niesamowicie interesowały mnie takie postawy, tyle że żaden z propagatorów nigdy nie był rozmowny, i nie doczekałam się jakichkolwiek przypisów ułatwiających mej ograniczonej świadomości przetworzenie i przyswojenie tego rodzaju danych.

Ale, powiedzmy sobie szczerze, na staniecie twarzą w twarz z własnym skurwysyństwem brak odwagi większości z nas. Jesteśmy rasą tchórzy i konformistów.

 

W co się bawić?

To pytanie nie ma prawa bytu, gdy mieszka się w mieście takim, jak Nowy Jork. Pomysłów i inspiracji nie brak.
Biorę do reki biuletyn TES* … co my tu mamy? Spory wybór ciekawych klas, skierowanych do osób zainteresowanych alternatywnymi formami seksu. Zajęcia odbywają się w dawnym studiu filmowym (Joria Studio, 260 west 36th street, NYC). A w karcie dań:
Edge Play i long-term relashionships – czyli ostre zabawy dla par, które są razem od dawna. Krótki opis wyjaśnia, że nikt nie sprawdzi lepiej, gdzie leża twoje granice, niż wieloletni partner. Podpisuję się pod tym stwierdzeniem obiema rekami 😉
Są zajęcia z protokołu – dla tych, którzy uważają etykietę, formułki i rytuały za istotny element BDSM. Jest i mój ulubiony mindfuck, czyli klasa podczas której uczą, jak porządnie zerżnąć psyche strony uleglej. Jako, ze Właściciel lubuje się w tego rodzaju grach, uznałam, że warto poznać wroga… Taki mały element dywersji z mojej strony.
W ciągu jednego tylko miesiąca, odbywają się zajęcia z mumifikacji, wprowadzenie dla początkujących, fire play, medical play, oraz bezbłędne – show & try. Spotkanie, podczas którego niewinnie i bez zobowiązań, członkowie grupy „chciałabym, lecz boję się”, mogą skosztować np. electro-play, chłosty czy igieł.

I tylko, jak to zwykle bywa, czasu brak, żeby wszędzie być i wszystkiego spróbować.

* The Eulenspiegel Society – jedna z najstarszych i najliczniejszych organizacji (non-profit), skupiająca się na edukacji w dziedzinie BDSM, oraz stronie praktycznej eksploracji meandrów BDSM.
http://www.tes.org/

Zaszufladkowano do kategorii sex

Chętna suka

Mając pod ręką chętne ciało, można je dręczyć w nieskończoność. Odkrywać coraz to inne sposoby na sprawienie rozkoszy i zadanie bólu… Jedynym ograniczeniem jest brak wyobraźni.

To dla tych, którzy nie potrafią pojąć, co Właściciel robi ze mną od 12 lat. Przecież dupa szybko się nudzi. Nawet dobra dupa w końcu się znudzi. Nie potrafię wyjaśnić fenomenu wedle którego, on jeszcze nie rzucił mnie w diabły… ale przypuszczam, że nie bez związku jest fakt, iż moja (dupa) wie, że nie zawsze musi jej być przyjemnie 😉

Zdaje sobie sprawę, że dziś modne są związki, o krótkim terminie przydatności do spożycia. W ramach usprawiedliwienia powiem tylko, że zawsze lubiłam iść pod prąd.

A skoro już przy dupach jesteśmy, to ostatnio odkryłam gotowe, jednorazowe enemy z olejem mineralnym. Fantastyczny wynalazek, kosztuje grosze, a zdecydowanie zwiększa komfort seksu analnego. Na fali wyznań pochwale się również, że dopiero niedawno odkryliśmy, o ile zastosowanie hogtie, zwiększa możliwość dręczenia ofiary. Do tej pory byliśmy raczej fanami supełków, i wszystkiego tego, co łączyło się z ich, czasem ocierającym się o rytuał, aplikowaniem.

hog tie

Ja nie kocham ciebie, ty nie kochasz mnie

Uśmiechała się bezczelnie. W wyobraźni ścierałem jej ten uśmiech. Nie pytajcie czym.

Tamtego wieczoru było nas trzech, i ona. Jej „kto mnie odprowadzi?” i moja reakcja zmieniły wszystko. Nie chciałem być jej facetem, ale nie chciałem też być jakimś tam facetem. Wtedy wszystko się skomplikowało. Bo zawsze zdarzają się przypadki, które chcą czegoś więcej, niż regularny seks.

Zadawałem sobie pytanie: czy mógłbym się z nią związać, tylko dlatego, że żadna inna nie daje się do niej porównać?

Nie wróżyłem nam przyszłości. Żądała wyznań, romantycznych gestów  stabilizacji i wspólnych planów na przyszłość.

Kiedy o niej myślałem, tak naprawdę myślałem o sobie. O tym, ze pragnę jej ciała,  o śladach jakie zostawię na jej skórze.

Gładkość, miękkość, chłód kajdanek na szczupłych nadgarstkach. Niespokojne dłonie wędrujące po ciele, palce zaplatane w jej włosy, stróżka spermy spływająca po udzie.

Wszystko można zastąpić seksem. Wszystko.

Pięćdziesiąt odcieni blondu

Po czternastu latach małżeństwa seks z mężem, to prawie jak z bratem – takim wyznaniem poczęstowała mnie koleżanka w pracy. Po dalszym tonie jej wypowiedzi domyśliłam się, że nie chodzi o to, że uprawiała perwersyjne zabawy z rodzeństwem,  a o zanik pożądania w jej wieloletnim związku.

Tego rodzaju wynurzenia zawsze wywołują u mnie smutek… No bo jak to, dwoje ludzi, którzy poznali się dogłębnie i nie potrafią tego wykorzystać  by się dobrze bawić ze sobą w łózko? Komu można bardziej zaufać, z kim prędzej zapomnieć o zahamowaniach,  komu pozwolić zepchnąć się w otchłań przyjemności… Ale pewnie się mylę, mierzę innych własną miarą, stąd wynikają rozbieżności w pomiarach.

Dlatego, może to i dobrze, że świat zaczytał się w Fifty shades of Grey (w Polsce „Pięćdziesiąt twarzy Greya”). W Ameryce książka stała się hitem wśród gospodyń domowych, które twierdzą, że to lepsze niż oglądanie telenowel w tv. Musze przyznać,  że uśmiech sam ciśnie się na usta, kiedy słyszę jak wanilia hurtem ruszyła w poszukiwaniu mastera, który spełni wszelkie zachcianki, a celem nadrzędnym będzie dla niego sprawienie przyjemności uleglej. Bo tak właśnie wygląda obraz BDSM w oczach mainstream’u…

Kiedy świat przestaje istnieć

Jest dobrze, tak dobrze, że aż boję się obudzić. Chłonę… chce zapamiętać każdą sekundę. Właściwy czas i odpowiednie miejsce. Uzupełniające się umysły wynoszą cielesność na piedestał… i na kilka godzin świat przestaje istnieć. 

Jest dobrze, coraz lepiej… Ucieczka do innej czasoprzestrzeni jest jak szczepionka na szarą rzeczywistość. Kiedy już jest po wszystkim, kiedy świat na powrót  upomni się o ciebie, wtedy ta szarość mniej drażni, nie smuci cię aż tak bardzo.

 

 

 

Fetysze, kazirodztwo, zoofilia, czyli „Chuć” Andrzeja Depko i Ewy Wanat

Tutaj znajduje się całość recenzji, poniżej fragment dotyczący mej nieskromnej osoby:

 

… jest masochistką, oprócz tego jest szczęśliwa, spełniona i nie ma żadnych problemów z realizacją swoich upodobań. (Pewnie nie bez znaczenia jest fakt, że od dawna mieszka w Nowym Jorku). Przeszła daleką drogę od zakompleksionej, zahamowanej seksualnie nastolatki, przez tkwiącą w toksycznym, niszczącym związku młodą dziewczynę, do zadowolonej z siebie i z życia kobiety, która w trakcie prowadzonej przez Skype rozmowy woła do męża: „Kochanie podaj torbę spod łóżka, wiesz, którą” i z zadowoleniem demonstruje wyciągnięte z tejże torby kolejne gadżety erotyczne.

Kolekcja prawie równie bogata, co u pana Marcina („mamy na to całą szafę w sypialni”), ale jakże odmienna sytuacja: „Tutaj ludzie mają to swoje >>ja<< bardzo zintegrowane i to mi się bardzo podoba. W ogóle mi się marzy, żeby kiedyś coś takiego chociaż w szczątkowej formie zaczęło się pojawiać w Polsce. Bo to jest fajne. I komfort obcowania z takimi ludźmi jest dużo większy. Kiedy nie muszę udawać, kiedy mogę być sobą i nikogo to nie zdziwi, że pracuję w biurze adwokackim, a tutaj sobie przyszłam wieczorem po pracy, bo lubię dostać lanie. Jakoś ciężko jest mi sobie wyobrazić coś takiego w Polsce, takie spotkanie, pogadanka w jakimś klubie, wychodzi przed klubowiczów jakaś pani, bizneswoman, i mówi, że nazywa się tak i tak, jest szefową w takiej i takiej firmie i jest masochistką, i na przykład lubi związana robić facetowi loda”.

Zapytana: „Czy czujesz się szczęśliwa jako masochistka?” Zosia rozpromienia się: „Jak cholera. Naprawdę. Tak, czuję się szczęśliwa, w swoim ciele, w swoim życiu, z tym co robię i jak to realizuję”.

Lubię kiedy boli

Lubię kiedy boli – takie wyznanie zazwyczaj wywołuje konsternację, w związku z czym nie raczę nim postronnych. Większość nie byłaby w stanie ogarnąć koncepcji dążenia do spełnienia przez doświadczenie bólu. A gdyby jeszcze dodać, że niekonieczna jest stymulacja seksualna by osiągnąć orgazm, to niechybnie spojrzeliby jak na kosmitę. Pojęcia nie mają, że tego się nie wybiera, podobnie jak koloru oczu czy wzrostu.

Mając świadomość swych masochostycznych skłonności, można do pewnego stopnia nimi pokierować, wykorzystać je. Trafiając na kompatybilnego partnera, możliwości są ogromne. Wystarczy chcieć.

Kilka dni temu, seksuolog Andrzej Depko zapytał mnie (w ramach rozmowy, której całość ukaże się wkrótce w jego książce) , ile razów potrzebuję, by poczuć podniecenie? Mnie na samą myśl robi się gorąco. Ból fizyczny nie jest niezbędny do „wejścia na orbitę”… ale też ile by go nie było, zawsze jest za mało… Jeszcze nie dotarłam do granicy.

Pensjonarka

Prowadzisz życie jak pensjonarka – tak oto podsumował mnie bliski znajomy. Miał na myśli monogamiczny związek i to, że w moim łóżku nie kłębi się co noc plątanina ciał. U niego, jak przystało na rasowego Libertyna, jest tłoczno.

Wiem, to straszne, powinnam się wstydzić. Dziwne, że nadal jestem w stanie normalnie funkcjonowac.

Teraz śmiało, drodzy czytelnicy, połączcie się we współczuciu…

 

 

Myślę więc jestem

Należę do tych, którzy kwestionują wszystko, niczego nie przyjmuję za pewnik. Stawiam pytania, szukam odpowiedzi, drążę, drażnię. Dociekliwość drażni, a ja nie daję się łatwo zbyć. Chcę wiedzieć dlaczego tak a nie inaczej, i kto tak wymyślił. Doprowadzałam tym mych rodzicieli już jako dziecko do białej gorączki.

W mojej głowie ciągle coś się dzieje. Kłębowisko myśli, pozorny chaos, ale gdy się wsłuchać, da się wyodrębnić i uchwycić szept myśli przewodniej. To komputer pokładowy przetwarza dane.

Nie zadawaj tyle pytań, nie dociekaj, nie interesuj się… Bywały tez ostrzejsze reakcje. Zadawanie niewygodnych pytań drażni, a stają się niewygodne, gdy dotykają spraw, wydawałoby się raz na zawsze ustalonych. Jak to, poddawać w wątpliwość uznany nam porządek świata?

Nie lubię generalizować, ale myślę że ludzie dzielą sie na trzy kategorie. Tych, co bezmyślnie „łykają” wszystko co im sie do głowy wtłacza – postawa najczęstsza, zaobserwowałam iż pewnym jednostkom myślenie sprawia ból. Dalej mamy tych, którym zdarzy się zwątpić, zatrzymać i zastanowić przez ułamek sekundy nad sensem otaczającego nas świata. Tylko na ułamek seksundy – natychmiast karcą samych siebie, że wszystko wszak juz było. Tej grupie szkoda czasu ma myślenie. No i ci ostatni – kwestionujący aktualne reguły gry w „Zycie i ład społeczny” szaleńcy.

Staram się poznać i zrozumieć. Zawsze. Tyczy się to wszystkich aspektów ludzkiej egzystencji. Im mroczniej tym lepiej.

„Nie staraj się wszystkiego zrozumieć” – usłyszałam od przyjaciela. Dla mnie to nieakceptowalne. Dzięki poznaniu i zrozumieniu mogę świadomie z tego czerpać. Inaczej to niemożliwe. To tyczy się wszystkigo, a zawiłości ludzkiej natury w szczególności.

Eksploruję, zgłębiam i badam swe sadomasochistyczne ciągoty. Od dawna. Z perspektywy czasu mogę dostrzec, że na początku byłam jak ten kurczak bez głowy, biegający po podwórku. Gdzieś dzwonili, coś czułam, momentami było fajnie, ale przeważającej części tego, co się ze mną działo nie rozumiałam. Czułam się zagubiona. Marzyłam, żeby ktoś przyszedł i wytłumaczył, że czuję się tak z takiego i takiego powodu. Nie umiałam zaakceptować tego co czuję, bo nie ogarniałam tego w sposób świadomy. Ktoś powie – idiotyczne. Być może dla wielu idiotyczne, ale nie dla mnie. Dla mnie życie to podróż w głąb siebie. Świadoma podróż.

Jedna z terii glosi, że nasze upodobanie seksualne (i nie tylko) są wypadkową tego, na co byliśmy narażeni/doświadczeni na różnych etapach dzieciństwa. Inna teoria glosi, że upodobanie do odczuwania bądź zadawania bólu nie ma nic wspólnego z okresem  wczesnego formowania się osobowości – ot, po prostu ktoś lubi dostac lanie jako osoba dorosła bo akutat tak ma, i ma co się doszukiwać drugiego dna.

Wierzę w „czym skorupka za młodu nasiąknie…” Z tego czym nasiąkłam, a co jako świadoma istota, z masochistyczną przyjemnoscią rozbiłam na milion kawałków i podstawiłam pod mikroskop, korzystam dziś świadomie. Dla niektórych pewnie to chore, rozdrapywać dawne traumy i przekształcać je w BDSM’owe scenariusze… Dla mnie to jeden z odcieni wolnosci – mogę, chcę, robię to świadomie i czerpię z tego nieziemską przyjemność.

Czasem nawiedza mnie straszna myśl: kim byłabym dziś, gdyby moje dzieciństwo było normalne?

 

Masochistka w sosie własnym

Najtrudniej jest zacząć. Siadam i straszy biel monitora. Wpatruję się w pulsujacy kursor jakby był moim suflerem. Zdawało się, że zdania same  zaczną płynąć, jedno za drugim.  To jeszcze nie ten moment, on nadejdzie później. Pojawi się z nienacka, jak to ma w zwyczaju, i męka stanie się przyjemnością. Dokładnie tak, jak w życiu.

Czego ci brak? – zapytał mnie ktoś ostatnio, spodziewając się zapewne, że zacznę narzekać. Poddałam błyskawicznej analizie swą skromną osobę oraz okoliczności przyrody, w jakich przyszło wieść żywot… i zaskoczna odpowiedziałam, że mam wszystko, jestem szczęśliwa. Niebywałe, wiem.

Przez lata nie chciałam/nie potrafiłam zaakceptować faktu, że szczęście to stan umyslu. Szukałam go wszędzie, tylko nie w sobie.

Jestem wolna. Juz nie uciekam. Nie pragnę konfrontacji, ale postawiona w sytuacji bez wyjscia…

W słuchawce odezwała się Przeszłość. Po latach, zadzwoniła jak gdyby nigdy nic. Przetrawiłam, przemyślałam, ochłonęłam, zapomniałam, ale za nic w świecie nie chcę tam wracać. Nie mam przyjemności zaprzyjaźniać sie z byłym oprawcą. Lubię cierpieć, wszak głośno proklamuję swe masochistyczne ciągoty, ale… Przeszłość nie zna safe word. Kontakt z nią grozi poważnymi obrażeniami. Osoby z tego rodzaju patologicznym zaburzeniem osobowości są bardzo niebezpieczne. To doskonali manipulatorzy, potrafią cudzymi rekami robić innym straszne rzeczy.

Odłożyłam sluchwke, prosząc by nie dzwoniła do mnie więcej.

Noszę w sobie jedno jedyne pragnienie, związane z Przeszłością. Chciałabym, patrząc jej w oczy, opowiedzieć o swoich upodobaniach seksualnych. O tym, że lubię być bita, bo to wyraz troski i miłości, a ta bez zadawania bólu nie istnieje. Zobaczyć wyraz jej twarzy… Chore? A czy kiedykolwiek twierdziłam, żem zdrowa? Jestem tylko produktem ubocznym najważniejszej komórki społecznej, jaką jest rodzina. Zgniłym jabłkiem, które stanęło okoniem. I nie żałuję.

Normalność? Nie oczekujcie jej ode mnie. Oprócz złości, niewiele czuję. Złość daje mi energię potrzebną, by codziennie rano wstać z łóżka, wyjść z domu i zmieniać rzeczywistość. Te jej elementy, z którymi sie nie godzę. Taki napęd. Podobnie jak ambicja.

Nie ufam ludziom, przekonałam się, że zawodzą. Nawet ci najważniejsi. Jedyna stała niezmienna to Właściciel… choć i tu nigdy nie zaufam w stu procentach. Ale On jest, trwa niezmiennie, troszczy się o mnie i moje potrzeby. Jedyny mężczyzna, któremu mogę bez ceregieli przełożyć się przez kolano, a on nie zadaje zbędnych pytań. A kiedy pierwsze, co pada z moich ust po przebudzeniu, to „znalazłam   zdjęcie świetnego wiązania, obie dziurki wyeksponowane, nie mam szans ucieczki czy uniku”  – nie patrzy na mnie, jak na nawiedzoną wariatkę.

Łączy nas seks. Nie wspólne dzieci, kredyty czy inne zobowiazania, a seks. Mistyczna cielesność, która pozwala wejść na wyższy poziom odczuwania. Dla niej jesteśmy gotowi poświęcić wiele. Pod względem seksualnego dopasowania jesteśmy kompatybilni do tego stopnia, że właściwie niewiele więcej się liczy. Reszta to didaskalia…