Ekshibicjonizm

Kiedy myślę ekshibicjonista, momentalnie mam przed oczami widok pana rozchylającego prochowiec, pod którym straszy nagość i sterczący kutas. Jedna z wątpliwych atrakcji dużego parku w moim rodzinnym mieście.  Choć parków było w mieście pod dostatkiem, to akurat tamten upodobali sobie panowie, których ulubioną aktywnością było wyskakiwanie zza drzewa i prezentowanie męskości temu, kto miał akurat pecha przechodzić.  Było to nagminne, ale mężczyźni ci, oprócz eksponowania członka przechodniom, byli całkowicie nieszkodliwi. Ot, taki folklor, stały  element krajobrazu.

Pamiętam, jak byłam trochę starsza, zaczęło mnie zastanawiać, czy tylko mężczyźni lubią pokazywać jak ich natura stworzyła. Nurtowało mnie, dlaczego tam nigdy nie ma było kobiet.

Dziś oczywiście znam odpowiedź na to pytanie – niektóre panie również to kreci, tyle że wyrażają się w inny sposób.

Jestem ekshibicjonistką, odkryłam to mając 15 lat. Lubię być podglądana podczas seksu, podnieca mnie świadomość pewnej władzy, jaką mam nad podglądaczem. Przyjemny dreszcz rozchodzi się w podbrzuszy, gdy kątem oka dostrzegam zahipnotyzowaną widownię.

Pierwszy raz był banalny. Sprowokowana przez ówczesnego, niedoszłego jeszcze kochanka, przyjęłam zakład i ściągnęłam bluzkę. Pod spodem nie miałam nic, zaś wokół roztaczały się urocze okoliczności przyrody: jezioro, słońce, lato. Dzień był powszedni, dlatego wątpliwym było spotkanie żywej duszy. Wymarzone warunki dla początkującej ekshibicjonistki. Zamysł był taki, że przejdę topless, z nim tuż obok, piaszczystą drogą w kierunku stacji. Wygrałam, nie pamiętam co było nagrodą, dla mnie był nią szum adrenaliny w uszach i przyjemna miękkość w kolanach. Straciłam dziewictwo.

Następny raz był jak skok na głęboką wodę. Nieplanowany i całkowicie spontaniczny. Za widownię posłużyli wędkarze łowiący po drugiej stronie rzeki. Dzieliło nas może 15 mertow. Kochaliśmy się nadzy w cieniu wierzby płaczącej. Jej długie, opadające gałęzie lekko nas przysłaniały. Nie na tyle, aby ktokolwiek miał wątpliwości, co robimy. Do moich uszu dotarło zadowolenie widzów z oglądanego spektaklu.

W lesie, w nocy na ławce przy uczęszczanym deptaku, na parkingu, czasem tuż obok niczego nieświadomych przechodniów. Chodzi o ten strach pomieszany z podnieceniem. Jedyny w swoim rodzaju dreszcz. Nic innego nie jest w stanie go dostarczyć. Seks przed widownią… tego uczucia nie da się opisać. Pisanie o tym to także forma ekshibicjonizmu. Dla tych, którzy pytają co mi to daje: niesamowitą satysfakcję.

 

4 myśli nt. „Ekshibicjonizm

  1. Czytając to nasuwa mi się od razu to, żeby tego spróbować oczywiście. Ale jestem zbyt wstydliwa i miałabym jazdy, a to wszystko przez kompleksy zapewne jakby to powiedzieli psycholodzy. A ciebie rozumiem, podziwiam i zazdroszczę ze tak masz. W sumie nie wiadomo co bym czula skoro nigdy tego nie próbowałam? I też nigdy nie pomyślałam o ekshibicjonizmie jako o władzy nad widownią. Hmm… to ciekawa filozofia, muszę ją zgłębić. 😉

  2. Zauwazylam, ze nagosc niesmiela innych. Szczegolnie niespodziewana nagosc. Zwykle przygladaja sie z zaciekawieniem z bezpiecznej odleglosci 😉

  3. Uwielbiam taką formę ekshibicjonizmu, o której piszesz:) Sam uległem urokowi tego niecodziennego zjawiska i nie jak panowie z parku, ale jak w Twoich przeżyciach, miałem okazję przeżywać nieprawdopodobne doznania, wiedząc, kiedy patrzyli z zazdrością na nas inni. Plaża, szlak na górskim stoku, wieża widokowa i zawsze ten sam dreszcz, podniecenie i coś, czego nie da się opisać słowami. Goodgirl, jesteś niesamowita!!!

    • To, że jestem niesamowita, mężczyźni mówią mi często 😉 Jestem pod tym względem rozpieszczona. Niemniej jednak, dziękuję! Jako istota próżna i bezwstydna, jestem łasa na pochlebstwa.
      pozdrawiam serdecznie, Adalbercie 🙂

Możliwość komentowania jest wyłączona.