Nie budźcie mnie, niech sen się śni…

Jest mi tak błogo, tak dobrze i tak przyjemnie, zamkniętej w naszym małym świecie… Kontakt z Ziemią? Po co. Świat się skurczył do rozmiarów prywatnego mikrokosmosu. Nikt nam do szczęścia potrzebny nie jest, niczego nam nie brak.

A jednak… nasze wygrzane na południu ciała skumulowały tyle energii, że zbrodnią byłoby zatrzymanie tego do własnej konsumpcji. Trzeba się podzielić. Zrobiliśmy się towarzyscy jak nigdy. Weekendy zaplanowane na miesiąc do przodu.

Powodów do radości nie ma, a ni stąd ni zowąd, czuję się głupio szczęśliwa. Nawet nowojorski smród i tłok nie przeszkadza mi, uodporniłam się na wątpliwe uroki wielkiego miasta.

Oglądam w lustrze swoje opalone ciało. Chyba nigdy jeszcze nie czułam się tak dobrze we własnej skórze.

W głowie pomysłów kłębią się tysiące… ale muszą dojrzeć. Nic na siłę, nauczyłam się nie poganiać zdarzeń. Życie toczy się własnym rytmem. Żadnych wielkich planów, jedynie druga książka na horyzoncie. Dopieszczam, poprawiam w nieskończoność. Marzy mi się większy hałas, wszak wkładanie kija w mrowisko to moja specjalność. Gwoli sprawiedliwości dodać powinnam, że w uroczym zaścianku Europy z którego pochodzę, nie potrzeba wiele, by wywołać poruszenie. Wystarczy mieć odrobinę inne od mainstreamowych poglądy, i proszę, gotowe.

2 myśli nt. „Nie budźcie mnie, niech sen się śni…

  1. a mi się tak zatęskniło za czymś mocniejszym, że zbudziłabym Cię chętnie:))) ale sama doskonale wiem jak fajnie jest byc na fali „akurat, idealnie i nic więcej mi nie trzeba” 🙂 a kij zdążysz włożyc:)

Możliwość komentowania jest wyłączona.