Z innej planety

Nigdy nie oceniam, zawsze staram się zrozumieć – takie motto przyświeca mej nędznej egzystencji. Ale im bardziej próbuję zrozumieć, tym smutniejsze myśli mnie nachodzą.

Mam znajomego, z Izraela, choć kraj pochodzenia tu akurat nie gra roli. Znajomy ma 34 lata, żonę  trójkę dzieci i trochę kasy. Ow mężczyzna posiada także sprecyzowane poglądy na temat tego, jak chce by funkcjonował jego związek  Nie potrafiłam ukryć zdziwienia, kiedy opowiadał  jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, że ma z żona umowę  wedle której, w sytuacji kiedy ona, z takich czy innych względów (ciąża, połóg, choroba) nie może być kompatybilną partnerką seksualną, on może bez wyrzutów sumienia i za jej wiedzą „zjeść obiad gdzie indziej”. Przyznaję, uniosłam lekko brwi, rzeczona postawa nie jest szczególnie popularna. (Więcej wyznawców ma postawa odrobinę inna, którą przytoczę za moment) Wyjaśnił chłodno, że takie podejście jest uczciwe względem obu stron – on zaspokaja potrzebę fizjologiczną, jaką jest spuszczenie z krzyża – bez dorabiania do tego zbędnej ideologii, ona wie o sprawie i jest spokojna, że chodzi tylko i wyłącznie o seks, a nie życiowe przemeblowania z powodu dupy. Sytuacja jasna, obie strony wiedzą w co grają. Fair play.

Mam znajomego rodaka, w wieku podobnym do wyżej wspomnianego. Podobnie jak wcześniej, jest żona i kasa, niedawno przyszło na świat pierwsze dziecko. Podobne jest też podejście do seksu:

„U facetów seks to fizjologia, mężczyzna musi się spuścić” – mawia kolega.

Rozumiem i nie mam z takim podejściem problemu. Jestem świadoma, że u kobiet to także w większości fizjologia (tylko inne hormony nam graja). Sama mam tak, jeśli mnie Właściciel dobrze i wystarczająco często nie zerżnie zbada, to niedopieszczona, potrafię mimowolnie przelać frustracje seksualne na najbliższe otoczenie.

Jakież było moje zaskoczenie, kiedy w odpowiedzi na pytanie, czy swą filozofią podzielił się z życiową partnerką, po drugiej stronie spotkałam śmiech.

Moje nieśmiałe „wydaje mi się, że to kwestia uczciwości i dojrzałości, ale może się mylę i zbyt wiele wymagam od mężczyzn…” spotkało się z ciszą  drugiej strony.

Zawsze niesamowicie interesowały mnie takie postawy, tyle że żaden z propagatorów nigdy nie był rozmowny, i nie doczekałam się jakichkolwiek przypisów ułatwiających mej ograniczonej świadomości przetworzenie i przyswojenie tego rodzaju danych.

Ale, powiedzmy sobie szczerze, na staniecie twarzą w twarz z własnym skurwysyństwem brak odwagi większości z nas. Jesteśmy rasą tchórzy i konformistów.

 

5 myśli nt. „Z innej planety

  1. :))) w teoriach ludzie zazwyczaj są super mądrzy, otwarci, przebojowi, i świadomi… nijak się to ma do rzeczywistości 🙂 maski, maski, maski … i to nie tylko mężczyźni, popatrz choćby po klimacie:) jakie to otwarte i mądre suki mamy a potem jest płacz… zdecydowanie wolę swoje własne piekiełko, gdzie jest miejsce na wszystko:)

    • Su, pol biedy kiedy jeden z drugim zyja sobie tak jak lubia i daja zyc innym. Najgorsze sa przypadkie, kiedy taki ktos wmawia ci, ze jego metoda na zycie jest jedyna sluszna. Mnie ostatnio powalil tekst: „ja przynajmniej relizuje sie z partnerka” – z ust opisanego w poscie delikwenta nr 2, LOL. Taka postawa przypomina mi tych, co usilnie namawiaja mnie na zjedzenie flakow czy tatara – ile to ponoc trace, nie uzgledniajac owych smakolykow w swoim menue…

  2. Jeśli miałabym być szcześliwa, nie mogłabym wiedzieć – bez względu na wszystko. Najwyraźniej jestem głęboko romantyczna. Niech zdrady pozostaną poślizgnięciami, okupionymi choć najmniejszym poczuciem winy. I niech koniecznie się o tym nie mówi.

    Jawny układ, że ja jestem chora lub w połogu, to on bzyka się na mieście? Do zaakceptowania tylko, gdyby on chorował częściej… Bo to działa w obie strony, prawda?

    • Swieta – problem z tego rodzaju sytuacjami polega na tym, ze gdy wychodza na jaw, to jest zal, zlosc i rozczarowanie. A czesciej wychodza na jaw, niz nie. Przeciez wystarczyloby szczerze porozmawiac, tak zeby kazdy z uczestnikow wiedzial w co gra. Ale to wymaga odwagi, no i takie rozmowy nie naleza do latwych. A my wolimy pojsc na latwizne, na krotka mete takie rozwiazanie jest prostrze… Krotkowzrocznsc i wygodnictwo, tak mozna to podsumowac. Sorry, ale wlasnie tak to widze.

      • Ja po prostu jestem inna, niekoniecznie bardziej wygodna. Mogę być w otwartym związku – dopóki nie kocham. Właściwie większość moich relacji taka właśnie jest…bez miłości. Ale gdy to coś więcej, chcę żeby było czyste, chcę wierzyć, że takie jest. I to za sprawą świadomych wyborów, nie konieczności. A gdy zechcemy więcej, idźmy po więcej, ale już w pojedynkę. Nie wierzę w „dogadane układy” bez żalu. On zawsze pozostaje, czasem jest tylko głęboko na peryferia zepchnięty. A może ja wciąż jeszcze nie dorosłam… taka ciągle za bardzo zazdrosna, żeby się dzielić.

Możliwość komentowania jest wyłączona.