Brzydota i piękno

Zaczęło się od kilku niegroźnie wyglądających pęknięć. Ale na tym się nie skończyło. To był jedynie początek końca, w co nikt wtedy nie chciał wierzyć. Pęknięcia ogarnęły całą powierzchnię i zaczęło się sypać. Cały ten blichtr, udawactwo, cwaniactwo i bałwochwalcze przekonanie o byciu rajem na ziemi. Odpadały wielkie płaty zakłamania, oszukaństwa, aż zaczął wyłazić do wierzchu syf. Albo raczej prawda. Ów syf to nic innego, jak prawdziwa natura otaczającej mnie rzeczywistości. Nie zostało nic z raju, całe gówno wypłynęło do wierzchu. Śmierdzi. Ale i tak, wielu nadal uparcie zaprzecza temu co widzi. Mówią, że to przejściowe. Ja mówię, że czas się kończy.

Stan NY chwilowo zamroził wypłatę pieniędzy z nadpłaconego podatku. „Pożyczyli” sobie i nie oddali, bo nie mają. Pracodawcy, już całkiem powszechnie i bez znieczulenia, wskazują niewolnikom pracownikom ich miejsce w łańcuchu pokarmowym. Podobno ekonomicznie jest lepiej, bo nagle kilkaset tysięcy ludzi przestało brać zasiłki dla bezrobotnych. Jakoś media zapomniały wspomnieć, że im się skończyło prawo do nich. Teraz będą zdychać z głodu. Ale najpierw pójdą kraść. Frustracja wokół sięga zenitu.

Piękno? Kiedyś tu było, ale dawno uciekło gdzie pieprz rośnie. Jeszcze odrobinę go zostało dla turystów na Manhattanie. Gówno zawinięte w błyszczące sreberko. Japończycy spacerują z wielkimi aparatami i robią zdjęcia. Koniecznie trzeba to uwiecznić, za chwile przecież się zawali. 

Nowego Jorku nikt nie kochał za piękno, lecz za nieograniczone możliwości. Stąd też wzięłam się tutaj ja. Było pięknie, realizowałam marzenia, chłonęłam unoszący się smog w moje polskie płuca. Gdy zaczęło się walić, szczerze cieszył mnie fakt, że mam najlepszą miejscówkę, że to wszystko zobaczę na własne oczy. Upadek kolosa na glinianych nogach. Czas się ewakuować, żeby ten kolos swym ciężkim cielskiem mnie nie przygniótł.

Zobaczyłam wszystko, co chciałam zobaczyć, odwiedziłam przybytki, o których istnieniu słyszałam z przekazywanych w sekrecie informacji. Kąpałam się w grudniu w Zatoce Meksykańskiej, w Vegas imprezowałam tak, że reanimowali mnie w szpitalu. Poznałam mnóstwo ludzi z najróżniejszych zakątków kuli ziemskiej. Udzielałam się charytatywnie, byłam członkiem Amnesty International, zostałam doceniona przez… delegację Kataru. Widziałam w jednym pomieszczeniu 180 liderów z całego świata, wraz z nieżyjącym już Arielem Szaronem, a Samiec Alfa, czyli ówczesny prezydent Federacji Rosyjskiej zaglądał mi głęboko w oczy.

Dlatego myślę, że mi wystarczy. 

9 myśli nt. „Brzydota i piękno

    • Sublime, dziekuje 🙂 Ci, ktorzy mnie dobrze znaja, mawiaja, ze zawsze spadam jak kot, na cztery lapy. Jak dotad, umialam kazde nieszczescie i porazke przelozyc na cos pozytywnego. Mam nadzieje, ze szczescie mnie nie opusci. Ale kciuki na wszelki wypadek mozesz trzymac 😉

  1. siema,

    jak widac coraz wiecej osob dostrzega, ze „krol jest nagi”!!!!

    niestety jesli myslisz o powrocie to uwazaj, „zielonej wyspy” tutaj nie znajdziesz…a hegemon upada zawsze ostatni.

    trzymaj sie,
    leny

    • Uwazam Leny 😉 Od czasu jednej jedynej zyciowej wpadki uwazam jak cholera. Boje sie… ale ja przeciez lubie sie bac.

  2. A znasz jakieś języki, poza tymi dwoma? ;> Chyba że myślisz o Australii (love it), czy Nowej Zelandii (czy jakimkolwiek kraju anglojęzycznym) 🙂 Bardzo interesujący post, zważywszy na to, że marzę, żeby się wydostać z Polski, ale na razie jeszcze muszę chwilę poczekać, przynajmniej rok.

    • Kiedyś znałam całkiem nieźle włoski… ale język nieużywany zanika, więc musiałabym nad nim popracować. Moj hiszpański za to, z dnia na dzień staje się coraz lepszy.

Możliwość komentowania jest wyłączona.