Pięćdziesiąt odcieni blondu

Po czternastu latach małżeństwa seks z mężem, to prawie jak z bratem – takim wyznaniem poczęstowała mnie koleżanka w pracy. Po dalszym tonie jej wypowiedzi domyśliłam się, że nie chodzi o to, że uprawiała perwersyjne zabawy z rodzeństwem,  a o zanik pożądania w jej wieloletnim związku.

Tego rodzaju wynurzenia zawsze wywołują u mnie smutek… No bo jak to, dwoje ludzi, którzy poznali się dogłębnie i nie potrafią tego wykorzystać  by się dobrze bawić ze sobą w łózko? Komu można bardziej zaufać, z kim prędzej zapomnieć o zahamowaniach,  komu pozwolić zepchnąć się w otchłań przyjemności… Ale pewnie się mylę, mierzę innych własną miarą, stąd wynikają rozbieżności w pomiarach.

Dlatego, może to i dobrze, że świat zaczytał się w Fifty shades of Grey (w Polsce „Pięćdziesiąt twarzy Greya”). W Ameryce książka stała się hitem wśród gospodyń domowych, które twierdzą, że to lepsze niż oglądanie telenowel w tv. Musze przyznać,  że uśmiech sam ciśnie się na usta, kiedy słyszę jak wanilia hurtem ruszyła w poszukiwaniu mastera, który spełni wszelkie zachcianki, a celem nadrzędnym będzie dla niego sprawienie przyjemności uleglej. Bo tak właśnie wygląda obraz BDSM w oczach mainstream’u…

Jedna myśl nt. „Pięćdziesiąt odcieni blondu

  1. za każdym razem gdy czytam wpisy podnieconych panienek, które bełkoczą o grey’u , nie wiem czy śmiać się czy wk…ć. więc podaję im tytuł Twojej/Pani książki (podałabym też kilka zagramanicznych, ale komu chciałoby się ich szukać, prawda ?)

Możliwość komentowania jest wyłączona.