B jak bondage

Zaczęło się od niewinnych fantazji o rękach związanych za plecami. Ewoluowały, aż osiągnęły formę takiego unieruchomienia, w którym nie jestem w stanie ruszyć prawie żadną częścią ciała. W takiej pozycji jestem chłostana i dręczona na różne sposoby, w trakcie czego niemalże topię się w powodzi odczuć.

Rzeczywistość zakpiła ze mnie – skok na głęboką wodę, którego tak bardzo chciałam, zwyczajnie mnie przerósł. Dostałam ataku paniki. Nie mogłam się ruszyć i, w sytuacji kiedy całe moje ciało ciasno oplatała lina, nie umiałam zaczerpnąć powietrza. Trzeba było natychmiast mnie uwolnić. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym po jakimś czasie nie ponowiła próby. Tym razem z bardzo pozytywnym skutkiem.

W kontekście dominacji, bondage działa na mnie jako doskonały środek do celu. Jestem stworzeniem, które potrzebuje poczuć nad sobą władzę, moc, nieuchronność tego co ma się wydarzyć. Co lepiej i dosadniej pozwoli mi to odczuć? Piekący dotyk bata smakuje wtedy zupełnie inaczej. Nie muszę już ze sobą walczyć – ciało czuje, że trzeba się poddać bo nie ma ucieczki. Za każdym razem tak samo, chwila w której to do mnie dociera jest jak wyzwolenie.

Zwykle podczas sesji, intensywność doznań wprowadza mnie w stan, kiedy tak samo mocno chcę zostać, jak i uciec. Jedyne wyjście, to związać i dać mi to wszystko, czego moja sucza, submisywna natura potrzebuje.

 

5 myśli nt. „B jak bondage

Możliwość komentowania jest wyłączona.