Rok przestępny

Wszystko ma swoje plusy i minusy. I tak, jak nienawidzę być uziemiona w łóżku z chorobą, tak uwielbiam fakt, że mogę wykorzystać ten czas na nadrobienie filmowych zaległości. Wczoraj dogodziłam sobie meksykańskim filmem „Rok przestępny”. Zachwycone byłyśmy obie – ja i moja łechtaczka – niech biedulka też ma coś od życia, celibat wybitnie jej nie służy.

Wracając do tematu… Produkcja świeża, premiera miała miejsce w maju ubiegłego roku, i brawa należą się dla kanału Ale Kino za odwagę w promowaniu innego kina.

Rok przestępny to film, który kręcąc się wokół seksu, tak naprawdę nie jest o seksie, a na pewno nie tylko. To tak, jakby wszelkie sadomasochistyczne aktywności sprowadzić jedynie do sfery cielesnej. Bez emocji, odpowiedniej gry na nich, nie ma nic. Nic wartościowego, nic do czego chciałoby się wracać, nic uzależniającego.
Bohaterką opowieści jest Laura, dziennikarka, która dzieli życie na dwa odrębne światy, oprócz tego nie ma nic więcej. Bez sadystycznego seksu, bez destrukcyjnych emocji, kiedy kończy pisać i zamyka laptopa, zostaje przy niej tylko pustka. Beznadzieja bezcelowej egzystencji.
Wychodzi wieczorami do barów, przyprowadzając do domu poznanych tam mężczyzn, na szybki seks bez zobowiązań. Wtedy, przez krótką chwilę czuje, że w jej żyłach krąży krew. Myślę, że tylko wtedy. Któregoś razu trafia na mężczyznę odrobinę innego od poprzednich. Takiego, który nie boi się jej upodlić, uderzyć, zdegradować. Ze zdziwieniem odkrywa, że właśnie to podnieca ją bardziej niż wszystko inne. Jest prawie pewne, że mogliby bawić się tak razem długo i szczęśliwie, gdyby nie to, że Laurę bardziej niż wszystko inne, pociąga samodestrukcja. Jej siłą napędową jest chęć samozniszczenia, tak silna, że przeraża nawet wytrawnego sadystę.

Film skłania do myślenia, zostaje w pamięci, tym bardziej, że na ekranie nic nie zostaje pozostawione dla wyobraźni, wszystko mamy podane na tacy, w zbliżeniu.

Po jego projekcji zastanawia mnie jedno: ile z nas, masochistek, zatraca się w dążeniu do cierpienia, w poszukiwaniu wyzwalającego bólu? Czy nie jest to wynikiem braku miłości własnej? Jak może nas ktokolwiek pokochać, skoro same siebie nie kochamy… To niemożliwe, niezależnie od tego, ile bólu złożymy na ołtarzu w ofierze.

Powyżej: kadr z filmu Ano-bisiesto (Rok przestępny)