Dwa dni, cztery kobiety, blisko 300 zdjęć. Słowaczka, Rosjanka, Polka i Brazylijka (o polskich korzeniach). Półnagie ciała, sterczące sutki, dotyk miękkich ust, iskry w powietrzu. Obiad z podłogi, pękające na języku bąbelki prosecco, aromatyczna kawa po irlandzku. Wszystko to złożyło się na niezapomnianą sesję.
Jak było? Słowa tego nie oddadzą…
ejjj!!! Ty wiesz jak ja czekałam na opis?? osz Ty!!! niedobra dziewczynka!
a tak serio…. zazdroszczę! zazdroszczę ! zbieraj doświadczenia:) kolekcjonuj:) baw się ! nie patrz za siebie tylko bądź szczęśliwa! 🙂 mrrrrr…. ja pomarzę a potem do Pana napiszę 😉
Uwierz Su, zdjęcia lepiej o tym opowiedzą niż gdybym, nawet najlepiej, spróbowała namalować to słowami. Boję się, że slow, które oddałyby atmosferę sesji, po prostu jeszcze nie wymyślono… albo pisarka ze mnie marna 😉
Kolekcjonuję, bawię, zgłębiam, poznaję, badam… siebie, nas, swoje/nasze ciągoty… i jest to cudowna podroż. Ale najpierw musiałam zaczerpnąć głęboki oddech i odłożyć wszelkie obiekcje na bok. Warto było.
Coś pięknego, ty to masz dobrze. Zazdroszczę. Ale pięknie to napisała Su, ciesz się i baw i bądź szczęśliwa.
A to że czasem nie da się czegoś opisać to dlatego że nie wszystko da się opisać w mowie ludzkiej, istnieje język metafizyczny, transcendentalny który się czuje a nie mówi.
Jestem szczęściarą, wiem o tym…