BDSM ma się doskonale. Wyszło z komórki pod schodami i zajęło honorowe miejsce przy stole. Wszystko to za sprawą Fifty Shades of Grey. Wątpliwych lotów literatura okazała się biletem do publicznej świadomości. Kiedyś była Danielle Steel i harlequiny, dziś rolę dyżurnego romansidła spełnia trylogia Greya. Uzbrojone w wiedzę zaczerpniętą ze wspomnianej lektury, dzierlatki i nie tylko, wybierają się na poszukiwanie mastera marzeń, który spełni wszelkie ich pragnienia i fantazje. Później na imprezach klimatycznych spotyka się ciasno zbite stadka gąsek, które intensywnie strzelają oczami na boki, w nadziei, że ktoś je upoluje.
Na szczęście na Grey’u świat się nie kończy, i pojawiło się kilka innych inicjatyw na rzecz odmitologizowania praktyk sadomasochistycznych. W styczniu tego roku, na festiwalu Sundance miała miejsce premiera filmu dokumentalnego Jamesa Franco Kink – BDSM’owa rozrywka online, pokazana od kuchni… trailer poniżej.
W grudniu 2012 Harvard University przyznał oficjalnie status dodatkowych nieobowiązkowych zajęć dodatkowych grupie specjalizującej się w bondage i dominacji. Podążając dalej tym tropem – wydawnictwa uniwersyteckie (Duke University, Indiana Univ & University of Chicago) wypuściły na rynek trzy całkiem poważne książki traktujace stricte o BDSM – Playing on the Edge: Sadomasochism, Risk, and Intimacy; Techniques of Pleasure: BDSM and the Circuits of Sexuality; Dominatrix: Gender, Eroticism and Control in Dungeon.
Od jakiegoś czasu zadaję sobie pytanie – po co? Czy otwieranie oczy masom jest potrzebne? Jeśli tak, to komu bardziej? Nam innym, czy tym normalnym?
Kiedyś wydawało mi się to nie tyle potrzebne, co wręcz konieczne. Czas sprawił, że diametralnie zweryfikowałam ów pogląd.