Trafiła w moje ręce ciekawa książka – Andrew Weil’a „Natural Mind” (niestety, nie znalazłam polskiego przekładu). Wspomniana lektura porusza niezmiernie ciekawy temat, jakim jest ludzka świadomość oraz nierozerwalnie z nią splecione, pragnienie doświadczania wyższych/odmiennych stanów świadomości. Można z całą pewnością stwierdzić, że pragnienie owe towarzyszy nam od momentu zejścia z drzewa, jest stare jak sama ludzkość Na przestrzeni dziejów przyjmowało różne formy – sztuki, religii, znajdowało ujście pod postacią bachanaliów, czy innej obrzędowości.
Skąd i dlaczego pojawia się pragnienie oderwania, bodaj na krótką chwilę, od rzeczywistości?
Otóż, większość z nas, niezależnie od czasu i przestrzeni, w jakich przyszło nam wieść nędzny żywot, ma dni wypełnione pustką. Jeśli mamy szczęście – naszym udziałem jest monotonna, szara egzystencja, gdy tego szczęścia mniej – dni pełne są bólu i cierpienia. I bynajmniej, nie jest to rodzaj bólu, o który chodzi masochistom.
Od zarania dziejów szukamy ucieczki. Od tego, co tu i teraz, od powtarzalności, od nas samych… Dziś, dla niektórych będzie to religia, dla wielu narkotyki, a dla pewnej grupy indywidualistów – wybatożenie delikwenta, któremu otrzymanie razów sprawi przyjemność porównywalną do tej, jakiej doświadcza strona dzierżąca bat.
Dla mnie samej, to jedyne momenty, kiedy jestem całą sobą skupiona na odczuwaniu tego, co tu i teraz. Naprawdę, ciężko błądzić myślami w okolicach niezapłaconych rachunków czy tego, jaki tytuł będzie miał dzisiejszy obiad, kiedy piersi i cipka udają jeża, przyozdobione drewnianymi spinaczami.
A gdzie w tym wszystkim słuszna i jedyna prawda?
Możesz chodzić co niedzielę do kościoła, zachwycać ferią barw po LSD, czy uskuteczniać podduszanie. Każdemu chodzi o to samo, problem w tym, że większość jest zbyt głupia, by to pojąć.