Suka wciąż żywa

Wydana 3 lata temu, pełna niedociągnięć – nadal ma się dobrze:

Książka ta została napisana w 2010 roku przez Polkę od lat osiadłą w Nowym Jorku. Już samo to zestawienie budzi ciekawość. Dodatkowo podsycają ją oryginalna okładka i masochizm w tytule, który jasno dookreśla tematykę tej pozycji. Czy warto zatem sięgać po taką książeczkę o BDSM?

Już lektura pierwszych stron przekonuje mnie, że pod pseudonimem Goodgirl ukrywa się osoba inteligentna i dość refleksyjna. Książka jest podzielona na rozdziały okazjonalnie przerywane opisami scen seksualnych z namiętnika. Przyszło mi do głowy, że czytelnik, który spodziewał się powieści erotycznej może sobie przeskakiwać strony tylko w poszukiwaniu stron z namiętnika. Opisy te są plastyczne, mięsiste, oddziałują na wyobraźnię. Niektórych podniecą, a innych zniesmaczą. Trudno w nich odróżnić fantazję od tego, co wydarzyło się naprawdę.

całość recenzji tu

Z perspektywy podłogi

Najbardziej podniecało ją, kiedy używał jej wyłącznie dla własnej przyjemności. Trzymając mocno za włosy, masturbował się jej ustami. Albo sadzał na sobie, unieruchomiwszy jej wcześniej ręce za plecami, kazał doprowadzić się do orgazmu. Miał pewność, że następnego dnia będzie go wspominała przy każdym kroku. Obserwował z zadowoleniem to jęczące stworzenie, wijące się w ekstazie na jego członku.

Kiedy myślał o dominacji, właśnie to  stawało mu przed oczami. Nigdy nie pociągało go teoretyzowanie, szukanie drugiego dna, czy jakiekolwiek dorabianie filozofii do tego, co z nią robił, czy jak jej używał.

Lubił uderzyć plecionymi rzemieniami tak, że ich końcówki trafiały dokładnie między rozsunięte uda.

Przeglądał się jak walczyła ze sobą, kiedy poddawała się fali bólu. Czekała, aż przepłynie przez ciało, by rozsunąć uda jeszcze szerzej, i w niemej prośbie wystawić na ciąg dalszy.

Był całkowitym przeciwieństwem gentlemana, który chroni i ratuje. Ale przecież kobiety doskonale potrafią o siebie zadbać…

 

Prawda

Trafiła w moje ręce ciekawa książka – Andrew Weil’a „Natural Mind” (niestety, nie znalazłam polskiego przekładu). Wspomniana lektura porusza niezmiernie ciekawy temat, jakim jest ludzka świadomość oraz nierozerwalnie z nią splecione, pragnienie doświadczania wyższych/odmiennych stanów świadomości. Można z całą pewnością stwierdzić, że pragnienie owe towarzyszy nam od momentu zejścia z drzewa, jest stare jak sama ludzkość  Na przestrzeni dziejów przyjmowało różne formy – sztuki, religii, znajdowało ujście pod postacią  bachanaliów, czy innej obrzędowości.

Skąd i dlaczego pojawia się pragnienie oderwania, bodaj na krótką chwilę, od rzeczywistości?

Otóż, większość z nas, niezależnie od czasu i przestrzeni, w jakich przyszło nam wieść nędzny żywot, ma dni wypełnione pustką. Jeśli mamy szczęście – naszym udziałem jest monotonna, szara egzystencja, gdy tego szczęścia mniej –  dni pełne są bólu i cierpienia. I bynajmniej, nie jest to rodzaj bólu, o który chodzi masochistom.

Od zarania dziejów szukamy ucieczki. Od tego, co tu i teraz, od powtarzalności, od nas samych… Dziś, dla niektórych będzie to religia, dla wielu narkotyki, a dla pewnej grupy indywidualistów – wybatożenie delikwenta, któremu otrzymanie razów sprawi przyjemność porównywalną do tej, jakiej doświadcza strona dzierżąca bat.

Dla mnie samej, to jedyne momenty, kiedy jestem całą sobą skupiona na odczuwaniu tego, co tu i teraz. Naprawdę, ciężko błądzić myślami w okolicach niezapłaconych rachunków czy tego, jaki tytuł będzie miał dzisiejszy obiad, kiedy piersi i cipka udają jeża, przyozdobione drewnianymi spinaczami.

A gdzie w tym wszystkim słuszna i jedyna prawda?

Możesz chodzić co niedzielę do kościoła, zachwycać ferią barw po LSD, czy uskuteczniać podduszanie. Każdemu chodzi o to samo, problem w tym, że większość jest zbyt głupia, by to pojąć.