Mistrzyni bezgłośnych orgazmów

Doszła w chwili kiedy trzeci z nich wsunął się aż po jądra.  Szczytującym ciałem raz po raz wstrząsały spazmy rozkoszy. W tym momencie się poddała, przestała walczyć z narastającą przyjemnością, oddala się biorącemu ją w posiadanie pożądaniu. Wtedy także stało się to oczywiste dla używających jej mężczyzn. Przestała walczyć ze sobą, z własnym ciałem, zrezygnowała. Zrozumiała z ulgą, że nie ma ochoty ani zamiaru więcej walczyć czy się bronić. Dotarło to do niej w chwili kiedy trzeci z nich wszedł w nią, a w zasięgu wzroku stało czekając kolejnych trzech. Ogłosiła to światu zwierzęcym skowytem jaki wyrwał się z dna jej trzewi.

Oni też to zrozumieli, zauważyli, że nie tylko przestała się wyrywać, ale zaczęła brać czynny udział w toczącej się akcji. Widzieli jak chętnie wypinała tyłek, żeby penetrujący ją kutas mógł wejść jak najgłębiej. 

Rozbawiło to ich, zaczęli komentować jej niespodziewane zaangażowanie i zastanawiać się głośno, czy nie zrobić także pożytku z jej tyłka, bo zapowiada się, że anal spodoba jej się podwójnie.

Ani ich śmiechy, ani szyderstwa nie upokorzyły jej tak, jak fakt, że nie była w stanie ukryć co naprawdę czuje. To była dla niej prawdziwa porażka, brak kontroli nad sobą samą.

Przecież była mistrzynią w ukrywaniu własnych odczuć. Osiągnęła mistrzostwo w dochodzeniu bezgłośnie, ćwicząc systematycznie podczas podróży służbowych, dyskretnie zaciskając uda, podczas gdy obok siedziała niczego nieświadoma koleżanka z pracy. Zdarzało jej się podczas niemiłosiernie nudnych weekendowych wizyt u siostry, a tradycją wręcz stały się szybkie masaże pod biurkiem podczas przerwy na lunch.

Tak, normalnie była w tym świetna. Mistrzyni bezgłośnie przeżywanych orgazmów.

Wszystko stało się tak szybko. Samochód zatrzymał się tuż obok, i nim zdążyła pomyśleć, że cos jest nie tak, zarzucono jej na głowę worek, wykręcono ręce i wrzucono do auta.

 

Kiedy cztery godziny później ocknęła się we własnej sypialni niczego nie była pewna. Ale kiedy usłyszała:

„Kolejne spełnione marzenie, prawda kochanie?”

wiedziała…

Zaszufladkowano do kategorii sex

Norma czy patologia?

Uff, mogę spać spokojnie, według norm medycznych wszystko ze mną w porządku 😉 Przynajmniej tak uznaje autorytet w dziedzinie seksuologii, profesor Andrzej Depko, którego cenię za zdroworozsądkowe podejście i umiejętność  stąpania po grząskich piaskach.

Patologią jest gwałt, pedofilia, ale nie fetyszyzm ani sadyzm, ani masochizm, ani transwestytyzm (czyli upodobanie do noszenia ubrań płci przeciwnej) – żadne z tych zachowań nie jest patologią medyczną, a więc chorobą, którą należałoby leczyć. Nie są to co prawda zachowania szeroko akceptowane społecznie, nie zapominajmy jednak, że ludzie, którzy je przejawiają, mogą trafić na osobę, która to zaakceptuje czy której to wręcz odpowiada, i stworzyć kochający się, dobry układ partnerski. Wcale nie gorszy niż najnormalniejsza para pod słońcem.

I co niezwykle istotne – ich zachowania w niczym nie naruszają normy prawnej.

źródło

Zaszufladkowano do kategorii sex

Przenajświętsze genitalia

Na początku jesteśmy tacy sami. Niewinni, czyści jak biała, niezapisana karta. Natura dała nam zdolność odczuwania przyjemności seksualnej, z którą to się rodzimy. Umiejętność ta, dana przez naturę by uczynić naszą egzystencję znośniejszą, zostaje w ciągu kilku lat po narodzinach zawłaszczona przez społeczeństwo. Przecież ktoś musi nas pilnować, stać na straży czystości, bo nie daj boże, żeby rączka zbłądziła w zakazane rejony. Dzieci bez wstydu dotykają się „tam”, jest to dla nich taka sama część ciała jak każda inna, aż do momentu kiedy to zostaną uświadomione, że to jest be. 

Zastanawiało mnie, co składa się na karb takiego podejścia do ludzkiej seksualności. Przecież to jest jakieś chore – całe ciało jest OK i w porządku, oprócz genitaliów. Wzrastanie w takim przeświadczeniu owocuje w dalszym życiu miedzy innymi niechęcią do badań i wizyt u lekarza – no bo skoro tam jest ciało kategorii B, to nie ma co się przejmować. Tyle, że umieranie na raka prostaty nie jest wcale lżejsze od śmierci na skutek zawału serca. Nie dbamy o siebie i nie badamy się  t a m – bo wmówiono nam, że  t a m  nie jest ważne. 

Istnieje również drugie podejście do tematu, wcale nie wykluczające opisanego powyżej – genitalia są świętością. Na tym polu szczególne zasługi należą się naszej narodowej religii. Podejście lekko schizofreniczne – dlaczego owym kultem świętości są otoczone jedynie cipki? Dlaczego chłopcom nie wmawia się, że tam, na dole, rejonie jąder z przyległościami znajduje się ich największa wartość? Wydaje mi się, że mężczyźni maja tu odrobinę lepiej, i wchodząc w dorosłość mają większą świadomość tego co, jak i z czym. Masturbacja jest grzechem, ale też jakby większą wagę kładzie się na to, żeby dziewczyna nie dotykała się „w sposób nieskromny”, chłopcy są jakby rozgrzeszeni. Z ambony nader często nawiązuje się do życia w czystości i duchowni wcale nie mają tu na myśli higieny osobistej. Niestety, kościół katolicki mitologizuje damskie genitalia, wynosi je do roli sacrum. Na dodatek sprowadza rolę kobiety do dwóch aspektów – „czysta” jest tylko dziewica albo matka. Takie podejście zaczęło się wraz z kultem dziewicy Maryi, i pomimo upływu dwóch tysięcy lat, nadal nie wyszło z mody.

Sama jako dziecko chodziłam i aktywnie uczestniczyłam Kółku Maryjnym przy parafii. Byłam rozmodloną dziewczynką z różańcem ręku, w przed ukończeniem 12 roku życia odwiedziłam chyba wszystkie miejsca kultu maryjnego w Polsce. Jakiekolwiek napięcie w okolicach genitaliów napawało mnie strachem, bo wiedziałam doskonale, że „nie powinnam” tego czuć. Czasem bywa tak, że im mocniej wypieramy coś ze świadomości, tym uparciej to coś powraca. Wyrzucone drzwiami, wejdzie tylnym wejściem. Wtedy jeszcze nawet nie znałam terminu „onanizm” czy „masturbacja”, nie miałam pojęcia czym jest to coś co wywołuje moje przerażenie.

Takie pranie mózgu bywa lepsze niż pas cnoty. Zrobić sobie dobrze odważyłam się dopiero 7 lat po utracie wianka. A i to było możliwe dzięki determinacji Właściciela w zachęcaniu mnie do eksplorowania wypartej seksualności. Dla mężczyzn orgazm jest czymś naturalnym – my, kobiety musimy się go nauczyć. Im większy kaganiec moralny założono nam w środowisku gdzie wzrastaliśmy, tym dłuższa i bardziej wyboista droga prowadzi do osiągnięcia synergii z tym co mamy między nogami. 

Z tego powodu moja córka nie zna podziału na ciało A i ciało B. Chcę żeby była szczęśliwa, żyła bez poczucia winy i wiedziała, że największą wartością jest to co ma w głowie, a nie między nogami.

Ze smakiem

Wybrałam się z Latoroślą do apteki. Przy kasie stał sobie stojak ze środkami antykoncepcyjnymi, gdzie pośród rożnych kremów i pianek plemnikobójczych swoje miejsce miały również prezerwatywy smakowe. Przeróżne – czekoladowe, bananowe, jagodowe, truskawkowe, do wyboru, do koloru. Kątem oka dostrzegłam, że Młoda nie może wzroku od tego stojaka oderwać.
Placę, wychodzimy, pada pytanie:
„Mamo, a dlaczego prezerwatywy mają rożne smaki?” – moja córka zadaje to pytanie bez cienia skrepowania. Zresztą, skąd ma jej przyjść do głowy, że powinna się krepować, skoro zawsze ode mnie słyszała, że seks to temat jak każdy inny i nie wolno go demonizować. No to mam za swoje, trzeba być konsekwentnym.

„Dlatego, że niektórzy lubią, gdy penis ma smak lizaka na przykład, nie ten swój naturalny” – udzielam odpowiedzi.
„Bleee, ja nigdy tego do ust nie wezmę” – zarzeka się Młoda.
„Też tak mówiłam” – pada z moich ust.

Chwilę pózniej staje mi przed oczami podobna sytacja, tylko to ja wtedy byłam dzieckiem. Moja młodsza o cztery lata siostra, pod nieobecnosc rodzicow przetrząsała szafki w poszukiwaniu skarbow. Poszukiwania zakonczyly się sukcesem, o czym przyszło mi dowiedzieć się dopiero po latach. Młodsza znalazła paczkę prezerwatyw, nie mając oczywiście pojecia co to jest, ani z czym sie to je. Wiedziona ciekawoscią rozpakowała jedną, poddala uważnym oględzinom i wyrzucila, rozczarowana faktem, że nie da sie tego nadmuchac. Starszej siostrze, czyli mnie nie pisnęła ani słowa. Za to w domu byla awantura, matka posądzała mnie (dlaczego zawsze mnie?!), że wzięłam coś co do niej należy i jeśli oddam, to nie wyciagnie konsekwencji. Konsekwentnie odmawiala też udzielenia odpowiedzi, co takiego rzekomo jej wzięłam. A ja biedna, naprawdę nie mialam zielonego pojęcia o co rodzicielka robi drakę. „Jak się przyznasz i oddasz to nie powiem ojcu” – przekupywała.

Ufff, jaka ulga, że czasy się zmieniły, a mi udało się uciec niemal bez szwanku przed mentalną lobotomią praktykowaną w domu rodzinnym. Inaczej Młoda miałaby przesrane.

Nie wstydzę się

Pracujesz zawodowo, robisz karierę a może wychowujesz dzieci. Jesteś świetnym pracownikiem, dobrą kucharką, oddaną matką czy córką. Interesujesz się kinem, literaturą, masz jakieś hobby. Tak długo jak owym hobby nie jest seks, wszystko jest w porządku. Jeśli jednak w przypływie szczerości, odwagi, głupoty (niepotrzebne skreślić) przyznasz, że fascynuje cię ludzka seksualność – masz problem.

Jak to?! Twoim hobby jest seks? Nie pielęgnacja kwiatów czy kuchnia francuska, ale seks?! Poważna, normalna kobieta się do takich rzeczy nie przyznaje!

Nurtuje mnie już od dawna dlaczego jedno wyklucza drugie? Skoro przyznajemy się do rozpieszczania zmysłów dobrymi perfumami, delektujemy się francuskim winem, lubimy kąpiel w aromatycznej pianie, a jak masaż to tylko z olejkiem paczuli… co jest złego w dopieszczaniu poprzez wymianę seksualnej energii? Dlaczego przyznając się do takiej pasji zauważamy na twarzy naszego rozmówcy dwuznaczny uśmiech? I dlaczego kobiety usłyszawszy taką deklarację starają się zmienić jak najszybciej temat, by uniknąć zagłębiania w grząskie obszary naszej natury, by zamknąć drogę do dalszego eksplorowania tematu, a mężczyźni częstują cie spojrzeniem podobnym do tego jakie serwuje drapieżnik swojej jeszcze żywej ofierze?

Nie kryję przed rodziną i bliskimi co jest przedmiotem mojej radosnej twórczości. Mam ten komfort, że „stać” mnie na pielęgnowanie więzi rodzinnych jedynie z tymi, którzy mnie akceptują w całości i bez cenzury. To, że piszę o ostrym seksie i nie kryję się ze swoimi upodobaniami, w żaden sposób nie umniejsza mnie jako dobrej matki czy pracownicy. Zdecydowanie lżej i milej się żyje bez zakłamania.

Paradoksalnie, łatwiej o społeczną akceptację alkoholikowi niż damie, która przyzna, że seks daje jej radość i jest ważnym elementem życia.

Dlaczego o tym mówię? Znajomy zapytał mnie, dlaczego komentując w sieci (np. na blogach ekonomicznych ;)), podpisuję się z odnośnikiem do goodgirlproject?

A czy posiadanie pochwy i radość z tego faktu umniejsza moją inteligencję? Czy może z każdym przeżytym orgazmem IQ spada mi o 5 punktów, w związku z czym nie mam kompetencji wypowiadać się na „poważne” tematy?

A może zwyczajnie nie wstydzę się kim jestem?

S&M w kulturze masowej

Surfując po przepastnych zasobach netu natrafiłam na lekko kontrowersyjny clip Xtiny. Miłośniczką jej wokalu nie jestem ale przyznaję, że całkiem miło było obejrzeć  fetyszowo kipiące video. Xtina serwuje nam natężenie akcesoriów jakiego nie powstydziłaby się produkcja specjalizująca się w takich klimatach.

Wiadomo, całość nieco przerysowana, w końcu produkt jest skierowany do mas, ale i tak jest na czym oko zawiesić. Mamy bondage, elegancki knebel, obrożę, lateksowe wdzianka i psią suczą miskę wypełnioną czarnym mlekiem. Clip nie wywołał skandalu, ale czemu się dziwić – żyjemy w czasach kiedy praktycznie niewiele nas jeszcze szokuje. Kto wie, może za jakiś czas widok pani prowadzonej na smyczy przez oblubieńca nie będzie wywoływał konsternacji wśród vanilii?

http://www.christinaaguilera.com/sites/caguilera6/files/imagecache/preview/CA%20AM%201_PRESS_sm.jpg

xtina

XTINA1

xtina2xtina3

Zaszufladkowano do kategorii BDSM, sex