Niebajka

Własnie mija trzy lata od pojawienia się ,,Suki” w księgarniach. W ubiegły weekend znalazła się w sprzedaży, będąca pewnego rodzaju podsumowaniem ,,Niebajka”.

W pierwotnym założeniu książka miała być zdecydowanie obszerniejsza, ale wprowadzając poprawki, postanawiam zostawić w tekście tylko to, co czuję i co wyraża moją osobę w okresie, kiedy to pisałam. A to całkiem inna ja niż teraz. Pełna sprzeczności, wkurzona, refleksyjna, szokująca, zaś w bezwstydzie przekraczająca wszelkie normy.

Niebajka zamyka pewien ważny rozdział mojego życia, czas gwałtowny i nieprzewidywalny. Po skończeniu jej nastąpiła rzecz niezwykła – zaskoczyły wszystkie elementy układanki zwanej rzeczywistością, spełniły się mniej i bardziej pobożne życzenia, zmieniło się prawie wszystko. Ale najpierw zrobiłam rachunek sumienia, potrzeba podsumowania siebie była przemożna.

Refleksje? Raczej kilka niezłych historii do opowiedzenia. Mówiłam już, że wyrzuty sumienia charakteryzują duszę, której łatwo narzucić jarzmo?

 

Co nowego? Niebajka

NIEBAJKA mówi o tym, do czego wielu z nas niechętnie się przyznaje: każdy z nas ma ciemną stronę. Są w życiu chwile, kiedy pozwalamy dojść do głosu mieszkającemu w nas potworowi. I jest nam z tym bardzo dobrze…

Mroczna strona

Myślę, że człowieczeństwo, cały ten wynoszony na piedestał humanizm, narodził się z konfliktu zwierzęcej natury z ludzką duszą. Przez to każdy z nas posiada mroczną stronę. Niektórzy dobrowolnie wybierają się w podroż, aby ją poznać. Inni nie mają wyboru, ktoś dokonał go za nich.

Pozostali boją się prawdy i tego, czego mogliby się dowiedzieć o sobie.

Zaszufladkowano do kategorii psyche

Uwaga, nimfomanka

Jak dotąd, bieżący rok obfituje w dramatyczne zwroty akcji i jest pełen niespodzianek. Gdybym miała możliwość zdecydowania, czy jeszcze odczuwam potrzebę jakichkolwiek atrakcji – zgodnie odpowiedziałabym, że ani trochę. Zdecydowanie mi wystarczy. Szczerze mówiąc, to chciałabym się ponudzić z przewidywalną rzeczywistością w tle.

Dramatyczne wydarzenia działają jak katalizator emocji. Dowiadujesz się o sobie różnych, nie zawsze przyjemnych, rzeczy. Każdy z nas ma jakąś wizję siebie, a kiedy okazuje się ona błędna, to jakby ktoś wyciągnął nam dywan spod nóg. Przecież tak dobrze siebie znamy…

Wnioski? Lubimy mieć wszystko nazwane, z etykietką – sama też tak miałam. Tym zabiegiem zapewniamy sobie złudne poczucie bezpieczeństwa. Przylepiasz etykietkę, i gotowe – wiesz, czego się spodziewać.

Masochistka, fetyszystka, ekshibicjonistka, voyerystka, nimfomanka…

Pierwsze trzy są oczywiste, kolejną dołożyłam sama, ostatnia przyklejona całkiem niedawno, przez tych, co wszystkie rozumy zjedli. Wystarczy nie wpisywać się w 100% w  pewne standardy społeczne, i już, gotowe.

Jak przystało na miłośniczkę psychiatrii – niezwłocznie skonsultowałam ów pogląd z fachowymi źródłami. No i muszę Was rozczarować, moi drodzy… – powtarzając za Amerykańskim Stowarzyszeniem Psychiatrów, zaburzenie o wdzięcznej nazwie „nimfomania” nie istnieje. Za to zawsze znajdą się ludzie, chcący przywołać do porządku jednostki nie przystające do aktualnie panujących norm społecznych.

Opętana

Szukaj wolności, a staniesz się niewolnikiem własnych pragnień – takie motto widniało kiedyś na tej stronie.

Wtedy zastanawiałam się, czy odpowiednio rozumiem jego znaczenie. Dziś .. wiem jak bardzo te słowa są prawdziwe. Nie jestem pewna, czy jeszcze kontroluje drzemiące we mnie namiętności, czy już one mnie. Jestem uzależniona od intensywnych emocji.

Nie wiem, czy to jeden z odcieni masochizmu…? Hedonizm w czystej postaci? A może opętanie?

Prawda

Trafiła w moje ręce ciekawa książka – Andrew Weil’a „Natural Mind” (niestety, nie znalazłam polskiego przekładu). Wspomniana lektura porusza niezmiernie ciekawy temat, jakim jest ludzka świadomość oraz nierozerwalnie z nią splecione, pragnienie doświadczania wyższych/odmiennych stanów świadomości. Można z całą pewnością stwierdzić, że pragnienie owe towarzyszy nam od momentu zejścia z drzewa, jest stare jak sama ludzkość  Na przestrzeni dziejów przyjmowało różne formy – sztuki, religii, znajdowało ujście pod postacią  bachanaliów, czy innej obrzędowości.

Skąd i dlaczego pojawia się pragnienie oderwania, bodaj na krótką chwilę, od rzeczywistości?

Otóż, większość z nas, niezależnie od czasu i przestrzeni, w jakich przyszło nam wieść nędzny żywot, ma dni wypełnione pustką. Jeśli mamy szczęście – naszym udziałem jest monotonna, szara egzystencja, gdy tego szczęścia mniej –  dni pełne są bólu i cierpienia. I bynajmniej, nie jest to rodzaj bólu, o który chodzi masochistom.

Od zarania dziejów szukamy ucieczki. Od tego, co tu i teraz, od powtarzalności, od nas samych… Dziś, dla niektórych będzie to religia, dla wielu narkotyki, a dla pewnej grupy indywidualistów – wybatożenie delikwenta, któremu otrzymanie razów sprawi przyjemność porównywalną do tej, jakiej doświadcza strona dzierżąca bat.

Dla mnie samej, to jedyne momenty, kiedy jestem całą sobą skupiona na odczuwaniu tego, co tu i teraz. Naprawdę, ciężko błądzić myślami w okolicach niezapłaconych rachunków czy tego, jaki tytuł będzie miał dzisiejszy obiad, kiedy piersi i cipka udają jeża, przyozdobione drewnianymi spinaczami.

A gdzie w tym wszystkim słuszna i jedyna prawda?

Możesz chodzić co niedzielę do kościoła, zachwycać ferią barw po LSD, czy uskuteczniać podduszanie. Każdemu chodzi o to samo, problem w tym, że większość jest zbyt głupia, by to pojąć.

Strach

Pisałam już, że strach trzyma nas za mordę? Strach przed kara bożą, szefem, tym co powiedzą sąsiedzi. Strach przed utratą pracy – bo jak ja wtedy spłacę kredyt (na szczęście jestem od nich w 100% wolna), przed wykluczeniem z „naszej” grupy społecznej. Chcemy się dopasować, być tacy jak reszta hordy. Dlaczego? Już dziecko w piaskownicy wie, że w grupie raźniej. Od najmłodszych lat takie, bądź inne groźby wiszą nad nami.

Zastanawialiście się kiedykolwiek co by było, gdybyście się nie bali? Czy ktokolwiek z was zadał sobie pytanie: jakbym się zachował, gdyby nie moje obawy?

Nie namawiam nikogo do rzucenia pracy, rozwodu, ucieczki od cywilizacji czy innych, pojmowanych przez resztę stada jako destrukcyjne, zachowań. Ja was jedynie proszę, abyście czasem pomyśleli. Nieraz wystarczy sama próba wyobrażenia siebie zbaczającego z drogi wytyczonej przez społeczeństwo, by wywołać atak paniki.

Przyznam wam się – doskonale wiem, jak cudownie jest nic ze swym życiem nie robić.  Chodzić jak koń w kieracie i powtarzać sobie, że to spełnienie marzeń.

Dawno zrozumiałam, że nie stać mnie, aby mym życiem rządził strach. Boję się pomyśleć, gdzie byłabym dziś, gdyby nie to…

 

Traveling I only stop at exits
Wondering if I’ll stay
Young and restless
Living this way I stress less
I want to pull away when the dream dies
The pain sets in and I don’t cry
I only feel gravity and I wonder why…

Nelly Furtado

Sport ekstremalny

Związana, z cipką potraktowaną metalowymi klamerkami, całość uzupełnia zakończony końskim ogonem, czarny but plug. Zastygam w oczekiwaniu. Każdą komórką ciała czuję, że żyję. Chcę się w tym zatracić, zatopić, dać się pochłonąć, zostać tu na zawsze.

Nie powinnam tego chcieć. Ale pragnienie zezwierzęcenia, pozbycia tej części siebie, która sprawia, że jesteśmy ludźmi, jest silniejsze. Jak mogłabym tego nie chcieć? Przecież to trzyma mnie przy życiu.

Bdsm jest jak sport ekstremalny. Jedni skaczą na bungee, inni robią z miejskich ulic tor wyścigowy, ja natomiast pozwalam zrobić sobie z tyłka jesień średniowiecza. Każdemu z nas chodzi o to samo.

Emocje są jak klątwa  Nie dające się ugasić pragnienie sprawia, że za każdym razem wracam po więcej. Daję siebie w prezencie. Kiedy obedrze mnie z godności, zredukuje moje jestestwo do poziomu podłogi, rozwieje batem wszelkie wątpliwości, wtedy narodzę się na nowo. Jak mogłabym tego nie chcieć?

Kiedy boli dusza

Depresja sprawia, że czasem naprawdę ciężko jest żyć. Myślę … i zastanawia mnie, dlaczego samobójstwo jest nacechowane negatywnie. Jeśli ktoś wybiera takie rozwiązanie świadomie, to praktycznie nie różni się ono niczym od eutanazji. Oto cierpię i postanawiam sobie w tym cierpieniu ulżyć, cóż w tym złego? Jak dotąd nie wynaleziono innego lekarstwa na ból duszy.

Don’t worry, I’m not leaving yet…

Zaszufladkowano do kategorii psyche

Niestety… albo na szczęście

Pisałam już, że nie nadążam? Kładę się wieczorem, po dniu spędzonym na próbach jako takiego ogarnięcia rzeczywistości, wyczerpana tym zajęciem potwornie. Zamykam powieki mając poczucie, że udało się nadać szalupie zwanej życiem, pewien kierunek. Niestety (albo na szczęście) przewrotny los stroi sobie żarty.

Otwieram rankiem zmęczone oczęta, i co widzę? Przez te kilka godzin, kiedy oddawałam się sennym marzeniom, rzeczywistość uruchomiła extension pack (prawie jak w Simach), i za cholerę nie wiadomo, z której strony to ugryźć. Skąd mam wiedzieć, czy to co ja nazywam szczęściem, to bramka nr jeden, dwa czy trzy?

Moje życie jest jak brazylijska telenowela. Pełne nieoczekiwanych zwrotów akcji i trzęsień ziemi. Oto goodgirl Isaura rozstała się z ukochanym dręczycielem Leoncjem (albo tak jej się wydawało) i pogrążyła w oczywistej żałobie. Suka Zapomniała tylko o dość istotnym  drobiazgu – wszak jej życie nie należy wyłącznie do niej, na co zgodziła się dawno temu. Tak dawno, że całkiem o tym zapomniała… Ktoś musiał jej przypomnieć. Teraz wspólnie piszą scenariusz dalszego ciągu.

Zaszufladkowano do kategorii psyche

The End

Powtarzam sobie w myślach, że to już koniec… i łapię się na tym, że sama w to nie wierzę.

Zaszufladkowano do kategorii psyche

Dialog z blondynką

Kolega: a jak Ty się realizujesz ostatnio?

Ja (szczerze jak zawsze): po wczorajszym analu, na tyłku nie mogę usiąść i czuję każdą komórkę ciała…

Chodzi mi głównie o twórczość,bo że tak powiem, jądro tematu jest dla mnie jasne – doprecyzował Kolega, a ja oblałam się pąsem.

Wyznania dotyczące seksu wypływają z mych ust z nadmierną lekkością… jak przystało na książkowy przykład, wycofanej seksualnie pensjonarki.

Z innej planety

Nigdy nie oceniam, zawsze staram się zrozumieć – takie motto przyświeca mej nędznej egzystencji. Ale im bardziej próbuję zrozumieć, tym smutniejsze myśli mnie nachodzą.

Mam znajomego, z Izraela, choć kraj pochodzenia tu akurat nie gra roli. Znajomy ma 34 lata, żonę  trójkę dzieci i trochę kasy. Ow mężczyzna posiada także sprecyzowane poglądy na temat tego, jak chce by funkcjonował jego związek  Nie potrafiłam ukryć zdziwienia, kiedy opowiadał  jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, że ma z żona umowę  wedle której, w sytuacji kiedy ona, z takich czy innych względów (ciąża, połóg, choroba) nie może być kompatybilną partnerką seksualną, on może bez wyrzutów sumienia i za jej wiedzą „zjeść obiad gdzie indziej”. Przyznaję, uniosłam lekko brwi, rzeczona postawa nie jest szczególnie popularna. (Więcej wyznawców ma postawa odrobinę inna, którą przytoczę za moment) Wyjaśnił chłodno, że takie podejście jest uczciwe względem obu stron – on zaspokaja potrzebę fizjologiczną, jaką jest spuszczenie z krzyża – bez dorabiania do tego zbędnej ideologii, ona wie o sprawie i jest spokojna, że chodzi tylko i wyłącznie o seks, a nie życiowe przemeblowania z powodu dupy. Sytuacja jasna, obie strony wiedzą w co grają. Fair play.

Mam znajomego rodaka, w wieku podobnym do wyżej wspomnianego. Podobnie jak wcześniej, jest żona i kasa, niedawno przyszło na świat pierwsze dziecko. Podobne jest też podejście do seksu:

„U facetów seks to fizjologia, mężczyzna musi się spuścić” – mawia kolega.

Rozumiem i nie mam z takim podejściem problemu. Jestem świadoma, że u kobiet to także w większości fizjologia (tylko inne hormony nam graja). Sama mam tak, jeśli mnie Właściciel dobrze i wystarczająco często nie zerżnie zbada, to niedopieszczona, potrafię mimowolnie przelać frustracje seksualne na najbliższe otoczenie.

Jakież było moje zaskoczenie, kiedy w odpowiedzi na pytanie, czy swą filozofią podzielił się z życiową partnerką, po drugiej stronie spotkałam śmiech.

Moje nieśmiałe „wydaje mi się, że to kwestia uczciwości i dojrzałości, ale może się mylę i zbyt wiele wymagam od mężczyzn…” spotkało się z ciszą  drugiej strony.

Zawsze niesamowicie interesowały mnie takie postawy, tyle że żaden z propagatorów nigdy nie był rozmowny, i nie doczekałam się jakichkolwiek przypisów ułatwiających mej ograniczonej świadomości przetworzenie i przyswojenie tego rodzaju danych.

Ale, powiedzmy sobie szczerze, na staniecie twarzą w twarz z własnym skurwysyństwem brak odwagi większości z nas. Jesteśmy rasą tchórzy i konformistów.